Zeus zabrania!!!grzmot.ogg

Muahahahahaha xDD

Muahahahahaha xDD

niedziela, 22 września 2013

Rozdział 1

Siemam siema oto pierwszy rozdział pisałam razem z moją najlepszą przyjaciułką i tak będziemy pisać karzdy więc możecie sobie troszkę pocaekać xDD
---------------------------------------------------------------------------------------------------

Mroczny

Obóz Herosów. Jedyne miejsce gdzie czujemy się bezpiecznie. Jest to dla nas szkoła i dom. Naszym opiekunem jest Pan D.- innymi słowy Dionizos. Naucza nas Chejron, centaur, najmądrzejszy w obozie. Ale, zacznijmy od początku. Jestem pegazem, na imię mam Mroczny. Śmiertelnicy widzą mnie w postaci czarnego konia, rasy fryzyjskiej. Po ostatniej bitwie z Gają, w której wykazałem się nie lada odwagą, zostałem obdarowany przez bogów wieloma przydatnymi i fajnymi umiejętnościami, np. potrafię teraz mówić po ludzku i pisać myślą… tak myślą, polega to na tym, że w mojej głowie powstają zdania i są one automatycznie przesyłane do pamięci komputera czy na kartkę. Pozwoliło mi to na opowiedzenie wam tej historii. Jest ona… hmm… dość, bardzo, trochę ciekawa.
To co wam opowiem wydarzyło się po tejże właśnie bitwie.
- Mroczny, polecisz do Nico żeby pomóc mu sprowadzić do nas pewną heroskę. Córkę Posejdona… Mieszka w Los Angeles, Nico wie gdzie dokładnie, a i nie mów o tym Percy’emu, dobrze? -powiedział Chejron kiedy próbowałem wykraść mu pączki… no cóż, coś mi nie wyszło więc muszę obejść się smakiem… Czekaj? Czy on coś mówił o córce Pana Mórz? Tak! Moje wybawienie!
- No dobra. To w drogę!!
- Nie szalej.
- Ja? Skądże znowu! Ja nigdy nie szaleje.
- To się trochę mija z prawdą ale niech ci będzie. Leć już.
No i poleciałem. Jak dobrze znów szybować ponad chmurami! Chyba zgłoszę zażalenie do Głównej Siedziby Praw Magicznych Zwierząt, że Percy za rzadko pozwala mi latać… No dobra, teraz…JESTEM WOLNY!
I tak leciałem mijając miasta, które wyglądają w nocy naprawdę fascynująco, pasma górskie, rzeki i wiele takich. Zdziwiło i zmartwiło mnie zarazem to, że przez dwie godziny lotu, przez cztery tysiące czterysta dziewięćdziesiąt trzy kilometry NIE BYŁO ANI JEDNEJ CUKIERNI! Wracając do misji. Nico to spoko gość. Wykradał dla mnie pączki, widzicie jaki jest fajny? O już jesteśmy na miejscu. Ale chwila… gdzie on jest, ten Nico?
-Nico! JESTEŚ TU! – a teraz wyobraźcie sobie że w środku miasta, nocą znikąd pojawia się gadający koń… jaka jest wasza reakcja? No właśnie. To… ja się zmywam…
Latałem już od czterech godzin i ani śladu ani córki Posejdona, ani Nico… I nagle, ktoś zagwizdał. Nico! To on! To musi być on! I był.
- Gdzieś ty się szwendał Mroczny?!
- Ale miłe przywitanie!
- Czekam na ciebie od dwóch godzin!
- A skąd miałem wiedzieć że tu akurat jesteś?
- No dobra… nie wiedziałeś… Wracając do misji. To tutaj. – powiedział wskazując na OGROMNĄ willę.
- Dobra... to jaki jest plan??? –zapytałem.- No co? Nie mam kluczyków do tego czegoś… do tego… domu? Nic nie poradzę.
-Wchodzimy i no ten… zabieramy ją.
- Czyli zero kradnięcia im pączków i marchewek z kuchni? - w odpowiedzi dostałem tylko spojrzenie, które mogło tylko mówić „chyba cię pogięło”. Naszą zakończoną już konwersacje i ciszę która po niej nastała, przerwał dźwięk otwieranych drzwi, stop wróć przerwały dwie wężowe damy wynoszące ranną dziewczynę, coś około 16 lat. Bez zastanowienia wiedziałem, że to jej szukamy. Miała długie ciemne blond włosy i no ten oczy, podejrzewam morskie jak Percy ubrana była w czarne rurki, T-shirt, skurzaną kurtkę i Martensy. Była szczupła i, w tej perspektywie długa, w normalniej wysoka. Teraz pół przytomna niesiona przez dwie gorgony. Wyglądała strasznie, jednak na co dzień na pewno miała o wiele więcej uroku niż właśnie teraz. No cóż nie każdemu bitwa z potworami sprzyja tak jak mnie. Wiedzieliśmy co to oznacza więc bez wahania zaatakowaliśmy je. Po chwili została z nich tylko kupka popiołu. Nico wziął ją na ramiona i jakoś się z nią na mnie wdrapał i wszyscy razem polecieliśmy z powrotem do Obozu Herosów. Kiedy dolecieliśmy na miejsce mój towarzysz zaniósł dziewczynę do Wielkiego Domu i zajął się rozmową z Chejronem. Ja w końcu ukradłem pączki i poleciałem strzelić komara. Może mi nie uwierzycie ale miałem sen. Widziałem te dziewczynę rozmawiającą z Nico, a potem obraz się zmienił i byłem w fabryce pączków ale oczywiście raj nie może trwać wiecznie obudził mnie Percy gadający do siebie coś o jakiejś niesprawiedliwości, że coś jest nie fair, jeszcze o życiu i śmierci. Nie wiem nie słuchałem tylko szybko wymknąłem się tylnym wyjściem ze stajni i pogalopowałem prosto pod wielki dom, bo niby gdzie mam się podziać? Spotkałem tam naszego nauczyciela rozmawiającego z... eh niewiedze… muszę się kawałek przesunąć…. o teraz widzę, rozmawiającego z synem Hadesa.
- Chejronie… jak ona się czuje?
- Dobrze, może już wstać ktoś powinien ją oprowadzić po obozie. Może ty byś zechciał?
- Z przyjemnością, a gdzie ona jest?
- W Domu. Idź po nią i pokaż jej wszystko, a potem przyprowadź ją i Percy'ego do mnie.- tak zakończyli rozmowę i Nico poszedł po tą tajemniczą córkę Posejdona. Ja poczekałem na dole. Gdy się w końcu zjawili, hadesowy syn posadził ją na moim grzbiecie i zaczęło się
zwiedzanie. Po pół godzinie stwierdziłem, że nie dam rady dłużej siedzieć cicho i się odezwałem:
- A może polecimy będzie szybciej???
- To nie taki zły pomysł Mroczny. Co ty na to Kornelio???
- Co?... Tak… pewnie. Chwila czy ten pegaz… właśnie przemówił? Czy mam może omamy?
- Nie, nie masz omamów. Spokojnie.... przyzwyczaisz się.... kiedyś – no co ja tylko mówię prawdę Percy nawet o tym nie wie, że ja mówię.- No to Nico, wskakuj!
- Ta… już pędzę…
-Ja to słyszę.
-Ale co takiego znowu? Przesłyszałeś się i tyle.
-Yhm… Ta jasne, jak zawsze. Tylko jedno mnie ciekawi, dlaczego te omamy słuchowe zawsze mam gdy ty poruszasz ustami? A najlepsze jest to że ruch twoich warg zawsze odpowiada temu co słyszę…
-Nie jesteś tu od gadania tylko od latania!- powiedział sadowiąc się na moim grzbiecie Nico.
-A to na pewno jest bezpieczne?-powiedziała z niewielkim lękiem Kornelia.
-No pewnie!
-Tak jeśli nie jadł dzisiaj pączków.
-Że…Że jak?
-Po nich dostaje małego świra… Nic ci nie grozi, w razie co, złapie ciebie.- objął ją w pasie, a ja wzniosłem się w niebo. Obóz Herosów widziany z góry to dla mnie nie rzadki widok, zwiedzanie zaczęliśmy od pokazania Korneli gdzie rośnie sosna Thali. Opowiedzieliśmy jej też dlaczego się tak nazywa i jakie znaczenie ma dla obozu. Ominęliśmy Wielki Dom i polecieliśmy prosto do domków. Nico powiedział jej w którym domku mieszkają jakie boskie dzieci. Następnie polecieliśmy nad plażą która rano wyglądała naprawdę pięknie. Następnie pokazaliśmy jej jezioro kajakowe, teatr, arenę i zbrojownie, w której wybrała sobie jako broń łuk, oraz krótki miecz. Potem pokazaliśmy jej strzelnicę, boisko, pola truskawek i las.. Na końcu polecieliśmy do stajni, gdzie Kornelia z zachwytem obejrzała wszystkie pegazy i stwierdziła, że ja i tak jestem najpiękniejszy no bo jakby miało być inaczej takie przystojniaki jak ja się często nie rodzą.
- Dobra to, co teraz??? - Zapytała Kornelia
- Teraz poznasz swojego brata.... - Odpowiedziałem z prawie niewidocznym nie smakiem
- Mojego brata? Został w Los Angeles. I do tego już go znam.
- Chodzi o twojego boskiego brata, czyli takiego, który ma takiego samego Boga jako jednego z rodziców. Nazywa się Perseusz Jackson ale mówimy na niego po prostu Percy, jego ojcem jest Posejdon tak jak twoim... - powiedział Nico
- To idziemy po niego? - ja sam jeden osobiście po niego nie pójdę nie ma mowy, a tak naprawdę to mam na niego focha i tyle no i jeszcze mi się nie chce.
Tak więc Nico prowadził Kornelię, a ja wlokłem się za nimi do domków. Okazało się to tylko marnotrawieniem czasu gdyż zacnego Glomomóżdżka tam nie było. Z tamtąd skierowaliśmy się do Wielkiego Domu, gdzie zastaliśmy Chejrona pochłoniętego rozmową z Perc’ym.
- O już jesteście, a zatem Percy. To jest twoja siostra Kornelia, Kornelio to jest twój brat Percy – no nieźle trochę oficjalny ton szacun dla centaura xDD
- yy.. Cześć? - powiedziała lekko zawstydzona dziewczyna wyciągając ku niemu rękę
- Cześć. Witaj w Obozie Herosów...- powiedział Percy ściskając jej rękę trochę mocniej niż było to potrzebne ona jednak dzielnie to wytrzymała. - A właściwie Mroczny mam małe pytanko, gdzieś ty się szlajał?!- zapytał oburzony
- Ja... no ten... ja..... Robiłem napad na fabrykę pączków.- na chwilę obecną nie mam lepszej wymówki....
- Ta... jasne, a ja to baletnica – i nagle wizja syna Pana Mórz w stroju baletnicy, musiałem się nieźle wysilić żeby nie wybuchnąć śmiechem – Ej! Chwila od kiedy to ty mówisz po ludzku? - jego mina, bezcenna.
- Od czasu akcji „Prezenty od Olimpijczyków” – odpowiedziałem po czym wzbiłem się w powietrze i wylądowałem przy źródełku w lesie. Nie mówcie nikomu ale to taka moja kryjówka przed światem.... Zauważyłam parę istotnych faktów po pierwsze widzę, że Percy coś nie pała miłością do Korneli. Po drugie Nico chyba się w niej zakochał i to z wzajemnością, po trzecie muszę przedstawić jej Annabeth... a po czwarte muszę zrobić plan jak obrabować fabrykę pączków z pączków. Mniam. No dobra zacznijmy od punktu trzeciego, napiłem się źródlanej wody i poleciałem w stronę domku Ateny, po drodze widziałem jak Nico trochę bardziej niż uprzejmie rozmawiał z Kornelią (nawet się przytulali), kiedy wylądowałem przy domku bogini mądrości zapukałem i otworzyła mi Ann we własnej osobie.
- Cześć Mroczny co ty tu robisz?
- Wsiadaj musisz kogoś poznać. - wsiadła na mnie i po chwili już lecieliśmy. Wylądowałem na plaży gdzie „rozmawiali” syn Hadesa i córka Posejdona podszedłem bliżej i Annabeth zsiadła, zbliżyłem się to wtulonej w siebie pary i trąciłem ich nosem. Zdezorientowani odwrócili się i widząc, że to ja uśmiechnęli...
- Mroczny, co ty tu robisz?
- Chcę ci kogoś przedstawić – wskazałem głową na Mądralińską, Nico w tym czasie gdzieś znikną pewnie nie chcąc przeszkadzać – To jest Annabeth grupowa domku Ateny
- Ann to jest Kornelia, siostra twojego chłopaka...-Powiedziałem
- Cześć miło mi cię poznać – powiedziała córka mądrości wyciągając rękę z uśmiechem na twarzy
- Cześć, mi także – odwzajemniła uścisk ręki… Tak te dwie zdecydowanie się polubią, ja to czuje całym brzuchem. Tę wymianę uścisków przerwał szanowny pan Percy
- Hej. - Powiedział krótko
- Percy nie wiedziałam, że po za Tysonem masz jeszcze jakąś boską siostrę
- Ja też nie... -Odpowiedział kwaśno syn pana mórz
- Co jest Percy? Masz trochę kwaśną minę – zapytała go Pani Mądra
- nic- odpowiedział krótko i szorstko patrząc na swoją siostrę, po czym znikną w wodzie
- on... Chyba mnie nie lubi...- Stwierdziła Nela
- nie martw się Nela mogę tak mówić?- Zapytałem nie chcąc dostać po głowie od Ann
- pewnie, że tak Mroczny
- no, więc się nie martw, Tysona też na początku nie lubił, a teraz są ze sobą strasznie zżyci
- skoro tak mówisz to tak pewnie będzie - po tych słowach razem z Ann poszły na spacer i tyle je widziałem. Tak, więc… Ja udaję się do stajni planować mój napad na fabrykę pączków...       
                                            Kornelia


Moja historia zaczyna się w Los Angeles.
Dzień, jak co dzień. Nic nie zapowiadało czegoś, co wydarzyło się po moim powrocie do domu. Ale zacznijmy od początku. Obudziłam się o 6 rano. Jakoś nie mogłam spać. Wyjrzałam na powoli wschodzące słońce i stwierdziłam, że jestem bardzo samotna i nie mam, z kim dzielić moich snów, poranków i wieczorów. Nic. Ciągle tylko sama, szkoła dom i książka, tak wygląda moja codzienność. O 7 zeszłam na dół żeby coś zjeść. W kuchni spotkałam mamę.
- Hej.
-O. Cześć córciu.- Uśmiechnęła się do mnie i dala mi buziaka.- Jak tam się spało?
-Dobrze- skłamałam, nie chciałam żeby się martwiła. Wzięłam z szafki miskę, płatki i wyciągnęłam z lodówki mleko. Usiadłam naprzeciw mamy przy stole i w milczeniu zaczęłam jeść moje śniadanie. O godzinie 7: 30 moja mama zaczęła się zbierać do pracy i tak o 8 już jej nie było. Znów przytłoczyła mnie samotność. Znów sama w wielkim domu, który jest dla mojego dobra, ale ja się w nim dobrze nie czuję. Poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku i zapatrzyłam się w niebo rozjaśnione słońcem. Nie wiem jak długo tak siedziałam. Gdy ocknęłam się z zamyślenia postanowiła orzeźwić się prysznicem, nie wiem, czemu ale w wodzie zawsze odnajduję spokój i siłę. Włączyłam wodę i weszłam do kabiny. Stałam tam dobre 20 minut zastanawiając się nad sensem mojego życia. Gdy zaczęła zbliżać się godzina 10 spakowałam książki i poszłam do garażu. Tam jak zawsze czekał na mnie mój przyjaciel. Czarny motor, na, którym mogłam uciec od tego świata. W tedy najczęściej jechałam na klif albo na plażę, byleby być blisko szumu fal. No cóż, teraz tego zrobić nie mogłam, ponieważ mam szkołę a muszę wam powiedzieć, że jestem prymuską i ulubienicą nauczycieli… szkoda, że nie uczniów. Chodzę do prywatnej szkoły, dla milionerów i mimo iż moja rodzina jest najbogatszą na wybrzeżu nie wzbudzam sympatii rówieśników. Lekcje mijały mi bardzo szybko. Tak, że o godzinie 15 byłam już w domu. Znów sama. Wolna a jednak uwięziona w złotej klatce. Ale co mogłam zrobić? Nic, więc wzięłam się za odrabianie lekcji. I nagle… słyszę coś na korytarzu. Myślałam, że to mama wróciła dziś wcześniej z pracy, ale nie, to było przerażające. Wyjrzałam na korytarz i zobaczyłam je, dwie brzydkie, to mało powiedziane, kobiety o wężowych nogach. Zbliżały się do mnie pół pełznąc pół idąc. Stałam jak wryta. Nie wiedziałam czy śnię czy to się dziej naprawdę i gdy były już o parę metrów ode mnie doznałam olśnienia. Mój instynkt przejął władzę nad moim ciałem. Adrenalina zaczęła działać do tego stopnia, że nie pamiętam zbyt dobrze tego, co się ze mną działo. Jakieś strzępki walki pojawiają się w mojej głowie, ale nic konkretnego. W pewnym momencie poczułam, że tracę przytomność, uderzyłam o coś twardego głową i w tym momencie film się urwał.
Następnego dnia obudziłam się w jakimś dziwnym miejscu. Leżałam na bardzo i to bardzo wygodnym łóżku z baldachimem. To, co czułam to ból w lewej kostce. Nie wydawał się jednak być jakimś poważnym obrażeniem miewałam już gorsze kontuzje. Dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że obok mnie ktoś siedzi. A mianowicie pewien chłopak o oliwkowej cerze, ciemnych oczach i chudej twarzy, na której widać było zmartwienie i troskę. Uśmiechnął się do mnie, ale nie powiedział nic. Zapatrzyłam się w niego jak w obrazek. Był bardzo przystojny, pod cienką tkaniną jego koszulki wyraźnie rysowały się mięśnie, które uniósłby wielki ciężar jednak teraz wyglądał tak jakby z waty, słaby i wycieńczony, z podkrążonymi oczami tak jakby nie spał przez całą noc. W końcu postano włam się odezwać, tylko, co mam powiedzieć?
- Gdzie jestem? – Jedyne słowa, które byłam w stanie wymówić, więcej już nie zdołałam wydusić, ponieważ te sprawiły mi straszny ból w klatce piersiowej aż skrzywiłam się na twarzy. On zaraz się zerwał żeby mnie powstrzymać od podniesienia się.
- Jesteś w bezpiecznym miejscu jednak walka z gorgonami bardzo cię wykończyła i musisz odpoczywać.- Te ostatnie słowa powiedział z taką troską jakby się o mnie martwił, a może tak było? Nie wiem.- Musisz zjeść trochę ambrozji. Dobrze? – i zbliżył mi coś do ust a ja je pokornie otworzyłam i poczułam cudowny zapach, a potem smak białej pitnej czekolady, którą niegdyś piłam z moją przyjaciółką, teraz jednak mieszka daleko ode mnie. Po tym poczułam się śpiąca i oddałam się w objęcia Morfeusza.
Obudziłam się po paru godzinach. Nie wiedziałam, która jest. W nogach łóżka leżały czarne spodnie i koszulka a napisem „Obóz Herosów”. Wstałam z niemałym trudem i ubrałam się. W momencie, gdy naciągnęłam koszulkę ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę!- Powiedziałam. Gdy tylko drzwi się otworzyły zobaczyłam w nich centaura, jednak to, że umiałam go nazwać nie zmniejszyło mojego szoku.
- Nazywam się Chejron i…
- Jesteś centaurem, wiem lubię mitologie grecką…, ale…
- Jak to możliwe, że jestem prawdziwy? No cóż centaury są boskimi stworzeniami tak jak bogowie obdarowani życiem wiecznym. Jedna nie przyszedłem tu po to żeby rozmawiać z tobą o istocie mojego jestestwa, jednak o tym, aby wytłumaczyć ci, co to wszystko znaczy, kim jesteś i dlaczego ciebie tu ściągnęliśmy.- Już kompletnie zapominałam o tym, że nie wiem gdzie jestem.- No, więc. To, że jestem przedstawicielem rasy centaurów już wiesz, znajdujesz się w Obozie Herosów, czyli jedynym na świecie miejscem gdzie dzieci takie jak ty są bezpieczne. W nocy zostałaś uznana i wiemy już, że jesteś córką Posejdona. Może to być dla ciebie szok, ale wiedz, że każdy tutaj ma boskie pochodzenie, powiem więcej, masz nawet przyrodniego brata, którego niebawem poznasz, a teraz muszę cię zbadać i zobaczyć czy wszystko się dobrze goi.- No to mnie trochę zaszokował. Po tych słowach Chejron kazał mi usiąść i zaczął od oględzin mojej kostki, która o dziwo już nie bolała. Gdy to się skończyło zostawił mnie samą żebym ochłonęła i pozbierała myśli. Siedziałam na łóżku, gdy wszedł ten chłopak, którego widziałam wcześniej przy moim łóżku. Teraz jednak wyglądał lepiej. Szedł sprężystym krokiem w moją stronę. Ubrany na czarno z mieczem o boku. Nie miał już tak podkrążonych oczu, ale nadal było w nich widać troskę.
- Hej. Jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale nie jest też beznadziejnie.- Chciałam się uśmiechnąć, ale chyba mi nie wyszło.
- Ja nazywam się Nico di Angelo, syn Hadesa. Dostałam misję oprowadzenia cię po obozie i odpowiedzenia na wszystkie nurtujące cię pytania.- Mówiąc to wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać, a następnie podał mi ramię abym mogła się na nim wesprzeć. Wyprowadził mnie z pokoju na korytarz potem do salonu i na ganek gdzie czekał ma nas piękny czarny rumak. Czekaj, to nie jest żaden rumak TO PEGAZ! JEEEJ! Nie no, to chyba sen, takie rzeczy się nie dzieją. Nico wsadził mnie na jego grzbiet skąd ujrzałam piękną dolinę otoczoną górami i otwierającą się na może. W tym przepięknym krajobrazie mieściły się też budowle w starożytnym stylu jednak wyglądające na nowe. Pole truskawkowe, teatr, stadion (także w starożytnym stylu), i domki wokół placu z stawem w jego centrum. Wszystko to było takie piękne, że myślałam, iż śni mi się to wszystko. Nico zwrócił jednak tego powietrznego wierzchowca w stronę gór, które znajdowały się za moimi plecami i poprowadził w stronę sosny, która wyglądała jak zaklęty w drzewo strażnik tego wzgórza.
- Ta sosna to sosna Thali, córki Zeusa, która przed paru laty miała znaleźć się w naszym obozie, ale już jakiś czas goniła ją chmara potworów. Nie buła w stanie ich odeprzeć, ale poświeciła się dla swoich przyjaciół. Ściągnęła ich uwagę na siebie, dając im czas na dojście do obozu. Jest tylko jedno, ale, nie umarła walczyć czy też ściągnąć pomoc od bogów. Gdy umierała jej ojciec zlitował się nad nią i zamienił ją w sosnę, która od tego czasu stoi na straży granicy obozu. Jednak kilka lat temu sosna ta została zatruta i była organizowana misja po Złote Runo, które ją uleczyło. Stało się jeszcze coś, mianowicie Runo zadziałało do tego stopnia, że wyleczyło także Thalię i wyrzuciło ją z siebie.
- Czyli jest ona w obozie?
- Nie. Przyłączyła się do łowczyń Artemidy. Kiedyś się dowierz, kim one są, ja nie potrafię ci tego wyjaśnić. – Mówiąc to trochą zmarkotniał.
- Wiem, kim są te tajemnicze łowczynie. Niejednokrotnie czytałam mitologią grecką i wiele takich. – Nico odwrócił się do mnie i spojrzał mi w oczy. Poczułam wtedy gorący dreszcz przechodzący całe moje ciało. Jednak szybko spuściłam wzrok zawstydzona. Gdy on opowiadał jeszcze o sośnie Thalii doszliśmy na szczyt. Spojrzałam na widok rozpościerający się przede mną i naszło mnie pewne pytanie
- Gdzie ja właściwie jestem?
- Na Long Island, niedaleko Nowego Yorku.
- Co?! Ja muszę wracać do domu! Mama się pewnie martwi gdzie ja jestem.
- Twoja mama o wszystkim wie, Chejron z nią rozmawiał.
- Jak to?
- To trochę bardziej skomplikowane…
- To zadzwonię.
- WYKLUCZONE! – Aż podskoczyłam na… pegazie. – Przepraszam. Nie chciałem ciebie przestraszyć. – Na twarzy Nico malowała się złość, ale nie na mnie, ale na niego samego. – Chodzi o to, że telefony ściągają potwory i jest to dla herosów niebezpieczne. Możesz wysłać iryfon, czyli skontaktować się dzięki bogini Iris, taki herosowy telefon.
- No może później… - Odpowiedziałam cicho. Na twarzy Nico widziałam wyraźnie ból i smutek. Z tego powodu ja także zrobiłam się smutna, ponieważ jest to jedyna znana mi osoba w obozie i nie chcę się z nim kłócić.
Nico zawrócił, a mój kary pegaz podążył za nim w dół doliny. Teraz jednak syn Hadesa nie szedł obok mnie tylko przed nami. Gdy znów znaleźliśmy się obok Wielkiego Domu stało się coś niesamowitego, a mianowicie ten nie dość, że latający koń przemówił!
- A może polecimy będzie szybciej???
- To nie taki zły pomysł Mroczny. Co ty na to Kornelio???
- Co?... Tak… pewnie. Chwila czy ten pegaz… właśnie przemówił? Czy mam może omamy?
- Nie, nie masz omamów. Spokojnie.... Przyzwyczaisz się.... Kiedyś …. no, co ja tylko mówię prawdę Percy nawet o tym nie wie, że ja mówię... No to Nico, wskakuj!
- Ta… już pędzę…
- Ja to słyszę.
- Ale co takiego znowu? Przesłyszałeś się i tyle.
- Yhm… Ta jasne, jak zawsze. Tylko jedno mnie ciekawi, dlaczego te omamy słuchowe zawsze mam, gdy ty poruszasz ustami? A najlepsze jest to, że ruch twoich warg zawsze odpowiada temu, co słyszę…
-Nie jesteś tu od gadania tylko od latania!- Powiedział sadowiąc się na moim grzbiecie Nico.
-A to na pewno jest bezpieczne?-Powiedziałam z niewielkim lękiem.
-No pewnie!
-Tak, jeśli nie jadł dzisiaj pączków.
-Że…Że jak?
-Po nich dostaje małego świra… Nic ci nie grozi, w razie, co, złapie ciebie. – Nico wskoczył na Mrocznego, usiał za mną o objął mnie w pasie. Szepnął mi do uch żebym się trochę pochyliła do przodu, bo inaczej spadnę. I wzbiliśmy się w powietrze. Obóz widziany z lotu ptaka jest jeszcze piękniejszy. Przelecieliśmy nad domkami strzelnicą stawem, jeziorek kajakowym, skałką wspinaczkową i wieloma innymi rzeczami. Po powietrznym zwiedzaniu wylądowaliśmy przy zbrojowni i wzięłam stamtąd łuk i krótki miecz. Następnie chłopaki pokazali mi stajnię, wyobraźcie sobie stajnię pełną pegazów…, ale to wszystko piękne.
- Dobra to, co teraz??? - Zapytałam
- Teraz poznasz swojego brata.... – Odpowiedział mroczny z prawie niewidocznym nie smakiem
- Mojego brata? Został w Los Angeles. I do tego już go znam.
- Chodzi o twojego boskiego brata, czyli takiego, który ma takiego samego Boga, jako jednego z rodziców. Nazywa się Perseusz Jackson, ale mówimy na niego po prostu Percy, jego ojcem jest Posejdon tak jak twoim... - Powiedział Nico
- To idziemy po niego? – Odezwał się pegaz.
Tak, więc Nico prowadził mnie, a Mroczny wlókł się za nami do domków. Okazało się to tylko marnotrawieniem czasu gdyż nie było tam syna Posejdona. Stamtąd skierowaliśmy się do Wielkiego Domu, gdzie zastaliśmy Chejrona pochłoniętego rozmową z Percy’m.
- O już jesteście, a zatem Percy. To jest twoja siostra Kornelia, Kornelio to jest twój brat Percy – przedstawił nas sobie centaur.
- yy.. Cześć? - Powiedziałam lekko zawstydzona wyciągając ku niemu rękę.
- Cześć. Witaj w Obozie Herosów...- Powiedział Percy ściskając mi rękę trochę mocniej niż było to potrzebne, ale wytrzymałam to i uśmiechnęłam się do niego. - A właściwie Mroczny mam małe pytanko, gdzieś ty się szlajał?!- Zapytał oburzony
- Ja... No ten... Ja..... Robiłem napad na fabrykę pączków.
- Ta... Jasne, a ja to baletnica. Ej! Chwila, od kiedy to ty mówisz po ludzku?
- Od czasu akcji „Prezenty od Olimpijczyków” – odpowiedział Mroczny, po czym wzbił się w powietrze.
Percy rzucił jeszcze coś, co miało zapewne brzmieć „Cześć” do Nico i odszedł. Chejron zamienił z nami parę zdań a potem dokłusował na lekcje strzelania z łuków, których to zajęć był instruktorem. Po tym jakże miłym spotkaniu z moim przyrodnim bratem Nico zabrał mnie na plażę. Usiadłam na ciepłym piasku. Zdjęłam buty i zapatrzyłam się w morze. Syn Hadesa przysiadł się do mnie i zaczął mi się intensywnie przyglądać. Spojrzałam na niego z lekkim rozbawieniem i zawstydzeniem zarazem.
- No, co mi się tak przyglądasz?
- Ale ty jesteś piękna.
I pocałował mnie. Na początku byłam w szoku, ale później, gdy poczułam ciepło jego oddechu na moich ustach przysunęłam się do niego bliżej. Wplotłam ręce w jego miękkie włosy. On jedną rękę położył mi na tali, a drugą na plecach. Całowaliśmy się coraz namiętniej. W pewnym momencie przerwałam pocałunek mimo tego, że mogłabym tak się z nim całować chyba całą wieczność. Spojrzałam mu w oczy i pierwszy raz nie zobaczyłam w nich smutku, troski czy gniewu, ale radość i miłość.
- Nawet nie wiesz jak długo czekałem na tą chwilę.
- Przecież znamy się od kilku godzin.
- Ty mnie tak, ale ja obserwowałem ciebie już od dawna. Byłem przy tobie zawsze i wszędzie, patrzyłem na to jak zasypiasz i jak się budzisz. Już sam nie wiem ile razy musiałam się powstrzymywać żeby się nie ujawnić.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś? Czułam się taka samotna.
- Wiem. To Bolało mnie najbardziej, ale takie było zarządzenie twojego ojca. Miałaś się dowiedzieć, kim jesteś jak najpóźniej.
- Ale dlaczego?
- Nie wiem. Z pewnością dla twojego dobra. – Spojrzał na mnie żeby zobaczyć jak na to zareaguję, ale j patrzyłam na morze z nic niemówiącym wyrazem twarzy.
- Dlaczego wszyscy robiąc coś dla mojego dobra tylko doprowadzają mnie do obłędu?
- Bo chcę cię chronić.
- Przed czym? Przede mną samą? Czy jak?
- Przed niebezpieczeństwem.
- A ty?
- Co ja?
- Ty też mnie przed czymś bronisz?
- Zawsze będę cię chronił. Przed śmiercią i przed potworami, przed każdym niebezpieczeństwem.
- Yhm… Tyle, że ja się tego nie boję. Nie boję się potworów czy śmierci. Jedyne, czego się naprawdę boje to samotności i kłamstw które mnie otaczają. A ty? Czego się boisz?
- Bałem się, że jak mnie poznasz to nie będziesz chjciała się ze mną zadawać i że mnie nie pokochasz.
- Dlaczego miałabym nie chcieć się z tobą zadawać?
- Bo jestem synem Hadesa.
- To raczej twoja zaleta niż wada. – Uśmiechnęłam się do nigoprzekornie, a on przytulił mnie i pocałował w czoło.
- Jesteś szalona, wiesz?
- Wiem.
- Za to właśnie cię kocham.- Tak, powiedział to, powiedział, że mnie KOCHA.
Przytuleni do siebie patrzyliśmy na ocean. Po pewnym czasie poczułam, że ktoś mnie szturcha. Odwróciłam się i zobaczyłam Mrocznego, a za nim jakąś blondwłosą dziewczyną.
- To ja się zmywam, ale będę w pobliżu. – Powiedział Nico.- Kocham cię.
Odchyliłam się żeby na niego spojrzeć, ale on… zniknął. No cóż, powiedział, że będzie blisko.
- Mroczny, co ty tu robisz?
- Chcę ci kogoś przedstawić – Wskazał głową na nieznajomą. – To jest Annabeth grupowa domku Ateny
- Ann to jest Kornelia, siostra twojego chłopaka...-Powiedział pegaz
- Cześć miło mi cię poznać – powiedziała córka mądrości wyciągając rękę z uśmiechem na twarzy
- Cześć, mi także – odwzajemniłam uścisk ręki… Tę wymianę uścisków przerwał Percy
- Hej. - Powiedział krótko
- Percy nie wiedziałam, że po za Tysonem masz jeszcze jakąś boską siostrę.
- Ja też nie... -Odpowiedział kwaśno syn Pana Mórz.
- Co jest Percy? Masz trochę kwaśną minę – zapytała go Ann.
- Nic- odpowiedział krótko i szorstko patrząc na mnie, po czym znikną w wodzie
- On... Chyba mnie nie lubi...- Stwierdziłam.
- Nie martw się Nela mogę tak mówić?- Zapytał powietrzny wierzchowiec
- Pewnie
- No, więc się nie martw, Tysona też na początku nie lubił, a teraz są ze sobą strasznie zżyci
- Skoro tak mówisz to tak pewnie będzie - po tych słowach razem z Ann poszłam na spacer. Córka Ateny opowiedziała mi, co nieco o Percy’m i o sobie, o tym jak zaczęli ze sobą chodzić. Powiedziała też, że chciałaby tak jak ja zostać architektem i że jest autorką przebudowy olimpu. 

poniedziałek, 16 września 2013

Hejo

Cześć jest to mój pierwszy blog będzie on naoguł pisany z punktu widzenia Mrocznego. Ze spokojem przyjmuje krytykę. Komentarze mile widziane :D