Zeus zabrania!!!grzmot.ogg

Muahahahahaha xDD

Muahahahahaha xDD

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 11

Hej no więc oto rozdział 11 od następnego jak pewnie już wiecie, przez pewien czas nie będzie punktu widzenia Kornelii, ale będzie za to mała niespodzianka ;) + bardzo ładnie proszę o komentarze one naprawdę są motywujące :D
_______________________________________________________________________________

  1. Kornelia


Wróciliśmy do obozu i Chejron kazał nam (dziewczynom) iść spać. Poszłam więc do domku, ale nie byłam w stanie zasnąć. Zwinęłam się na łóżku w kłębek i łzy same zaczęły mi lecieć. Cały stres, zmartwienia, wszystko to co się nazbierało przez ostatnie tygodnie w końcu znalazło ujście. Płakałam bardzo długo.
Około północy zjawił się Nico.
- Hej... co się dzieje? – uklęknął przy łóżku i pogłaskał mnie czule po plecach.
- Przy-przytul m-mnie – wyjąkałam przez łzy. Nie trzeba mu było tego dwa razy powtarzać. Położył się obok, a ja wtuliłam się w niego. Obią mnie i głaskał po włosach i plecach. W końcu udało mi się zasnąć. Jednak sen okazał się straszny, widziałam w nim sceny z Igrzysk. Wciąż na nowo i na nowo przeżywałam to co się tam działo i gdy po raz dziesiąty miałam uśmiercić tego samego chłopaka w końcu wyrwałam się z lepkich ramion snu.
- To tylko zły sen – powiedział Nico starając się być przekonywujący.
- Nie... to nie jest tylko sen... – wyszeptałam. Przytulił mnie mocniej do siebie i pocałował w czubek głowy. Od razu poczułam się bezpieczniej.
- Ale teraz nic ci nie grozi bo jesteś ze mną. – Skąd on zawsze wiedział co robić? Co powiedzieć?
Długo razem tak leżeliśmy. W końcu gdy zostało już około dziesięć może piętnaście minut do wschodu słońca stwierdziłam, że chcę iść na plażę. Wstałam i ubrałam ciepły dres. Kiedy to robiłam Nico przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Idziesz ze mną?
- Pewnie. – Uśmiechnął się do mnie półgębkiem i poszliśmy na plażę.
Kiedy tam dotarliśmy słońce właśnie powoli zaczynało swoją wędrówkę. Uwielbiam wschody słońca, kiedy wszystko zaczyna się na nowo, dając nadzieję na lepszy dzień. Czysta karta, która czeka żebyśmy ją zapisali nadchodzącym dniem.
Chciałam przywitać się z tatą, a syn Hadesa to chyba wyczuł i puścił mnie siadając na zimnym jeszcze po nocy piasku. Weszłam do wody po pas (oczywiście nie moknąc przy tym) i czule pogłaskałam jej powierzchnię. Momentalnie poczułam się silna i pełna energii.
- Jak dobrze być w domu. – wyszeptałam mając nadzieję, że Posejdon mnie słyszy.
Stałam jeszcze chwilę, aż nacieszyłam się morzem i wróciłam do Nico.
Siedział na brzegu i patrzył na mnie tak uważnie, jakby chciał nasycić się moim widokiem, a jednocześnie jakby sprawdzał co się we mnie zmieniło. Chciałam się do niego uśmiechnąć, ale nie potrafiłam, nie potrafiłam zapomnieć tego co działo się jeszcze kilka godzin temu. Wciąż myślałam o tych którzy nie wrócili do domu i nigdy już nie wrócą przeze mnie. Ja ich zabiłam. Odebrałam im życie, a sama go nie utraciłam. To nie jest sprawiedliwe.
Nawet nie zauważyłam kiedy wyszłam z wody. Nico wstał i obiął mnie, a ja przyłożyłam ucho do jego piersi by wsłuchać się w bicie jego serca.
- Ja ich zabiłam.
- Nie byłaś sobą.
- Mogłam nad tym zapanować.
- Nie mogłaś. – Wziął mnie za ramiona i spojrzał mi w oczy. – Nie możesz siebie winić o to co się tam działo, nie ty za to odpowiadasz.
- Ciebie tez mogłam zabić. – odpowiedziałam pustym głosem. Nie było mnie nawet stać na przejęcie, wzruszenie, nic. Jakby ktoś wyprał mnie z emocji.
- Ale tego nie zrobiłaś... Nela... wróć do mnie.
- Jestem tu przecież.
- A tak jakby ciebie nie było. Czuje się tak jakbyś zostawiła tam cząstkę siebie.
- Może dlatego, że powinnam była umrzeć?

- Nie mów tak. Nie wolno ci tak mówić, rozumiesz? Zabraniam ci! – Obiął mnie mocno wciąż powtarzając „zabraniam ci tak mówić”.
- Okej – popatrzyłam mu w oczy – Przepraszam.
Siedzieliśmy na plaży i cieszyliśmy się wspólnym towarzystwem. Chciałam tak siedzieć wiecznie jednak mój własny żołądek mnie zdradził i zaczął strasznie burczeć. Powlekliśmy się do pawilonu jadalnego, który powoli zaczął się zapełniać. Nico stwierdził, że ma zasady obozowe w nosie i usiadł przy stoliku Posejdona razem ze mną. Zjadłam płatki z mlekiem, a on dwa hamburgery i trzy porcje frytek. Patrzyłam na niego szeroko otwierając oczy aż w końcu nie wytrzymał i powiedział
- No fo? Głogny jesztem. – oznajmił z pełnymi ustami.
- Niiiiiic... tak tylko sobie patrzę. – uśmiechnęłam się do niego.
- A ty może zjesz coś jeszcze?
- Nie, nie jestem głodna.
- Musisz jeść.
- Wiem, ale ja nie mam żołądka wielkości balona i nie mam miejsca na więcej.
- Mam ci go rozciągnąć? – zapytał przekornie.
- Niby jak?
- No na przykład... – obszedł stół i stanął za mną – TAK! – zaczął mnie gilgotać a ja śmiałam się błagając żeby przestał. Po chwili, która dla mnie była wiecznością, w końcu wrócił na swoje miejsce i znów zaczął pochłaniać swoje śniadanie. Próbowałam opanować śmiech jednak Nico co chwilę robił śmieszne miny więc moje wysiłki były bezskuteczne. W końcu gdy bolał mnie już cały brzuch i policzki powiedziałam
- Nico, przestań mnie rozśmieszać bo wszystko mnie już boli. – I znów zaczęłam chichotać.
- No dobra dobra, już przestaje.
Kiedy skończył swoje gigantyczne śniadanie, a ja w końcu przestałam się śmiać wyszliśmy z pawilonu i wtedy dopadł nas Percy
- Jesteś! – to powiedziawszy uściskał mnie jak na mój gust trochę za mocno. – Już myślałem, że nigdy cię już nie zobaczę.
- A nie tak dawno jeszcze byłam wredną, chorą psychicznie, znienawidzoną młodszą siostrzyczkom... – powiedziałam ironicznie.
- Nie mówię że nie jesteś nią nadal.
- No fakt, nie ma co się łudzić. Czyli co, nadal pragniesz abym zniknęła?
- Nela... – odezwał się Nico – mogłabyś tak nie mówić?
- Ale o co chodzi? Dla Percy’ego wystarczy, że wyjadę do Los Angeles i już zniknę.
- Niech ci będzie...
- Więc, braciszku? Rozumiem, że nic się nie zmieniło.
- Nie. Nadal jesteś wredna. – powiedział mrużąc oczy.
- Och, wiem – uśmiechnęłam się słodko – za to mnie kochasz.
- Nie byłbym tego taki pewny... – wymruczał pod nosem – A tak w ogóle to macie iść do Wielkiego Domu, Chejron chce znać wszystkie szczegóły.
- Yhm... jasne. – od razu straciłam humor. Nie chciałam opowiadać o tym co się tam działo. Nie chciałam wracać do chwil spędzonych w Tajnaros i na arenie.
Percy odszedł w stronę stajni, pewnie przygotować konie do zajęć. Nico objął mnie i powiedział
- Nie musisz nic mówić, jeśli nie jesteś w stanie jeszcze o tym rozmawiać, Chejron powinien to zrozumieć, a jeśli tak nie będzie to użyję wszystkich znanych mi metod z torturami włącznie aby go zniechęcić do wyciągania z ciebie informacji. – zaśmiałam się cicho.
- Nie przesadzaj z tymi torturami, okey?
- Bo...?
- Bo nas... mnie wyrzucą z obozu, a to chyba jedno z najbezpieczniejszych dla mnie miejsc na świecie, nie?
- Hmm... zastanówmy się... gdyby ciebie wywalili wziął bym ciebie do Hadesu gdzie bezpieczeństwo miałabyś stu procentowe.
- Myślisz że by tam ze mną wytrzymali? – droczyłam się z nim.
- Musieliby, w końcu jestem dla nich kimś w rodzaju księcia więc muszą być mi posłuszni, nie?
- No może... – wzięłam głęboki oddech – chodźmy do Chejrona, chce mieć to już za sobą.
- Dobra – wypuścił mnie z objęć i poszliśmy razem w milczeniu do Wielkiego domu.

Nie wiedziałam co mam myśleć jeśli chodzi o moje relacje z Nico. Czułam się jakbym go wykorzystywała. On mnie wspiera, pociesza, daje zalewać się łzami, a ja nie daje mu nic. Kiedy stałam się taka? To zawsze ja wszystkim starałam się pomóc, wesprzeć przyjaciela w potrzebie. Nigdy nie lubiłam jednak jak ktoś mi pomagał, zawsze wychodziłam z założenia, że ze wszystkim muszę sobie poradzić sama bo inaczej stanę się słaba i bezbronna. W sumie to boje się że taka właśnie się staję, ale nie potrafię sama poradzić sobie z tym wszystkim co wydarzyło się w ciągu ostatnich tygodni. A do tego nie wiem co dokładnie czuję do Nico. Nie wiem czy go kocham czy po prostu lubię. Jest dla mnie przyjacielem, czy chłopakiem? On raczej nie ma takich problemów, jednak nie naciska, nie stara się trzymać mnie za rękę czy pocałować. Daje mi poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że on jest ze mną i to ode mnie zależy co z tym zrobię, ale ja nie wiem(!). Czy to jest dla mnie takie skomplikowane bo jestem dziewczyną? Faceci nie mają chyba takich problemów, to zawsze my kobiety kręcimy, zwodzimy i trzymamy w niepewności. Dlaczego nie może to być łatwe proste i logiczne?
Musiałam przerwać moje rozmyślania bo doszliśmy do Wielkiego Domu. Spojrzałam na Nico, a on uśmiechnął się do mnie lekko chcąc zapewne podnieść mnie na duchu. Odpowiedziałam mu tym samym. Wzięłam głęboki oddech. Przekroczyłam próg i weszłam do środka.
Wewnątrz już wszyscy czekali. Marta i Amelia uśmiechnęły się do mnie blado, widać po nich było że nie spały za dobrze tej nocy. Nie wiedziałam czy mam udawać przed nimi silną. Mogłoby to im pomóc, ale mogłyby też poczuć się przez to gorzej ponieważ one nie są tak „silne” jak ja, albo mogłyby pomyśleć, że to iż zabiłam ludzi nie robi na mnie większego wrażenia. Zdecydowałam się nie udawać. Uśmiechnęłam lekko się idąc w ich stronę. Usiadłam obok dziewczyn i skinieniem głowy przywitałam się z resztą, czyli Mrocznym (który miał trochę lukru po pączkach na pysku), Marckiem i Chejronem. Nico został przy drzwiach, przywitał się niemalże oschle z zebranymi i obserwował co się będzie działo.
- Tak więc – przerwał ciszę centaur – Chciałbym zadać wam – wskazał nas, dziewczyny, gestem ręki – kilka pytań. Uprzedzam, że może to być dla was niemiłe doświadczenie, jednak musimy znać szczegóły żeby móc odpowiednio zareagować jeżeli taka sytuacja się powtórzy. – pokiwałyśmy głowami – Może zaczniemy od tego, gdzie was przetrzymywali?
- W Tajnaros – zabrałam głos – W mieście wzniesionym w Tartarze. Wszyscy uczestnicy mieszkali w czymś w rodzaju hotelu. Nie mogliśmy się ze sobą kontaktować. Nie widzieliśmy się nawet przez sekundę z innymi uczestnikami.
- Kto was pilnował?
- Mnie Jack i... Eric. – głupio mi było o tym mówić przy Marcku, w końcu to tak jakby byli jego podwładni lub coś w ten deseń, a nie wiem co on o tym myśli.
- Mnie Tobias i Edward – powiedziała Amelia.
- Mnie Peter i Brad – oznajmiła cicho Marta. Zapadła chwila ciszy. Chciałam to przerwać, ale nie byłam w stanie wydobyć żadnego dźwięku. W końcu odezwał się Chejron
- Jak długo przebywałyście w Tajnaros?
- Chyba coś około dwóch tygodni – powiedziała Amelia, która póki co zdawała się trzymać najlepiej.
- Też tak mi się zdaje – wybełkotała Marta.
- Jak wyglądały Igrzyska?
- Przenieśli nas cieniem na arenę, a tam coś wstrzyknęli. – Znów zabrała głos Amelia.
- Co to było?
- Nie wiem – powiedziałam cicho – Ale na arenie działała jakaś magia lub coś w tym stylu, co kierowało nami tak abyśmy zabijali się nawzajem. Każdy z nas reprezentował jakiegoś olimpijczyka, niektórzy byli dziećmi danego boga ale nie zawsze tak było. – Dziewczyny spojrzały na mnie zdziwione – No co? Wam nic nie powiedzieli?
- Nie, ze mną prawie w ogóle nie rozmawiali. – Mówiła córka Hekate – Wydawali polecenia lub informowali oschle. Raczej nie odpowiadali na pytania, chyba że wiedzieli, że odpowiedź mnie dobije. Wtedy wyglądali jakby rozkoszowali się moim cierpieniem. – teraz ja spojrzałam się na nie zdziwiona.
- U mnie było tak samo – powiedziała Marta.
- Nikt wam nic nie mówił?
- Nie, miałam siedzieć zamkniętym pokoju. Kiedy miałam gdzieś iść to albo ktoś do mnie przychodził albo czekał na mnie liścik z informacją.
- W zamkniętym pokoju? Nie mogłyście wychodzić? A co z biblioteką?
- Jaką biblioteką?
- W apartamencie w którym ja... przebywałam była biblioteka, jacuzzi i w ogóle. Mogłam sobie swobodnie chodzić po całym piętrze. Nie mogłam jedynie sama nigdzie chodzić poza apartament. – Nic z tego nie rozumiałam. Dlaczego ja miałam inne warunki niż one? Może tak byli traktowani przedstawiciele najważniejszych olimpijczyków? – Kogo reprezentowałaś w czasie igrzysk? – zapytałam się Amelii.
- Nie wiem... czekaj... chyba Artemidę... tak mi się zdaje. Kiedyś usłyszałam jak jeden z moich strażników mówił coś co na to by wskazywało.
- A ty? – zapytałam Marty.
- Hestię, tak się czasami do mnie zwracali.
No cóż... może mam rację? Może to szczególne traktowanie zawdzięczam swojemu rodzicowi? Chejron przysłuchiwał się nam, a po jego mini widać było, że stara się wyciągnąć z tego jakiś logiczny obraz tego co się tam działo. W końcu doszedł chyba do jakiś wniosków bo znów zapytał
- Co się działo na arenie?
- Gdy zabrzmiał gong, pojawiła się u mnie chęć zabijania. Po chwili zorientowałam się, że to nie ja tego chcę tylko jakby moje drugie „ja”. Może nie brzmi to normalnie ale trudno jest to opisać. Pobiegłam w stronę jakiegoś chłopaka, walcząc o kontrolę nad własnym ciałem. Udało mi się ją przejąć na jakiś czas i uciekłam stamtąd jak najdalej. Później, gdy już nie kontrolowałam siebie, poszłam prosto w stronę łuku ukrytego w koronie drzewa. Chwilę tam posiedziałam i poszłam w stronę bitwy toczącej się może z jakieś dwa kilometry ode mnie. Weszłam na drzewo i... – mój oddech stał się płytki i rwany, przed oczami ciągle miałam obraz ludzi którzy giną z mojej ręki. Zaczęła narastać we mnie panika, łzy zamazywały mi obraz. Nagle przede mną pojawił się Nico. Mówił do mnie uspokajająco i głaskał mnie po plecach i ramionach. Zamknęłam oczy i zmusiłam siebie żeby oddychać głęboko. Liczyłam oddechy starając się zapanować nad spazmami które wstrząsały mną co chwila. Kiedy doliczyłam do trzynastu, w końcu opanowałam się i mogłam otworzyć oczy. Wytarłam wierzchem dłoni łzy które spłynęły mi po policzkach.
- Dość tego – powiedział gniewnie Nico – nie widzisz w jakim są stanie? – zwrócił się do Chejrona. – Co chcesz przez to osiągnąć?! Chcesz żeby zwariowały od tego? Pozwól może im się najpierw otrząsnąć z tego, przeżyły traumę i potrzebują wsparcia. Wątpię żeby pragnęły teraz żeby ktoś je dobijał!
- Nico... – powiedziałam słabym głosem, kiedy zwrócił się do mnie mówiłam dalej – nic mi nie jest okey? Wolę to powiedzieć od razu i mieć to z głowy, nie chcę później do tego wracać.
- Na pewno wszystko, okey?
- Yhm. – pokiwałam głową. Nie wydawał się być przekonany jednak chyba dał za wygraną. Stanął jednak za mną, tak żebym czuła, że jest blisko. Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam –Tak więc... weszłam na drzewo i zaczęłam strzelać. Niestety ja nie chybię... Nie wiem ile osób zabiłam, ale nie mogło to być więcej niż cztery osoby. Później inni herosi, ci którzy zdążyli uciec z polany na której toczyła się bitwa namierzyli mnie, wtedy zlazłam z drzewa i uciekłam przed nimi. Zapolowałam żeby nie głodować i starałam się spać. Do końca dnia nie odzyskałam kontroli nad sobą. Później, rano poszłam nad strumień i wtedy pojawił się Nico... reszty chyba nie musze opowiadać.

Czułam się strasznie, byłam wykończona przeżywaniem na nowo Igrzysk. Amelia i Marta mówiły jak to wyglądało u nich, jednak nie słuchałam ich. Prawdę mówiąc walczyłam ze sobą żeby nie uciec stamtąd. Nie mogłam być taka samolubna jednak sama świadomość nie była wystarczająco silna żeby utrzymać mnie na miejscu. Przygryzłam więc policzek jak tylko mocno potrafiłam i starłam się wytrzymać tych kilka minut. W końcu usłyszałam głos Chejrona
- Dziękuje wam dziewczyny. Wiem, że było to dla was trudne ale pokazałyście jakie jesteście dzielne. Obiecuję, że nie będę was o to więcej pytał. Jeśli nie czujecie się na siłach to nie musicie chodzić na zajęcia. Jeżeli będziecie chciały z kimś o tym pogadać to ja was wysłucham i na pewno znajdzie się ktoś kto będzie gotów was wesprzeć. Możecie prosić o co chcecie. Mam tylko jedno zastrzeżenie, nie oddalajcie się nigdzie same, starajcie się być zawsze w towarzystwie choćby jednej osoby. Oprócz tego dzieci Hekate pracują już nad barierą ochronną uniemożliwiającą przedostanie się tu cieniem. Niestety nie będzie można się przedostać też w ten sposób na drugą stronę. Mam nadzieję, że nie będzie to zbyt wielkie utrudnienie dla strażników?
- Skądże. – odparł rzeczowo Marck. – Zarządziłem już patrole, które będą pilnowały całego terenu obozu.
- Dziękuję. Myślę że można się już rozejść.
Wstałyśmy z dziewczynami i wyszłyśmy na ganek, Marck został, najwidoczniej chcąc porozmawiać z Chejronem, a Mroczny zniknął w kuchni (mam wewnętrzne przeczucie, że były tam gdzieś ukryte pączki). Każda każdą przytuliła i wymruczałyśmy sobie nawzajem jakieś słowa pocieszenia. Później Amelia i Marta poszły razem w stronę pól truskawek. Odwróciłam się do Nico, który stał parę metrów ode mnie. Oparty o słupek ganku przypatrywał mi się z uwagą. Uciekłam wzrokiem od jego oczu wpatrujących się we mnie. Chyba było mi wstyd, że się rozkleiłam gdy opowiadałam co się działo na arenie. Czułam się zawstydzona i zażenowana sobą. W końcu Nico podszedł do mnie i stanął obok.
- To co chcesz zrobić z resztą tego dnia? – zapytał niemal beztrosko, jednak wyczułam w jego głosie lekkie napięcie, zdenerwowanie i niepewność.
- Nie wiem... na razie może pójdziemy na plaże, co?
- Jasne, ty tu rządzisz. – uśmiechnął się do mnie i ruszył powoli w stronę wybrzeża. Ruszyłam za nim i przez jakiś czas szliśmy w milczeniu. Gdy oddaliliśmy się już dość daleko od Wielkiego Domu niepewnie chwyciłam Nico za rękę. Bałam się, że cofnie się, albo, że mi zniknie, jednak nic takiego się nie stało. Przez dosłownie chwilę wydawał się zaszokowany tym, jednak później rozluźnił się i splótł swoje palce z moimi.








Mroczny

Kiedy dziewczyny opowiadały o tym co działo się na arenie ja wyniuchałem pączki w kuchni, więc nie słuchając o czym mówią czekałem, aż to się skończy. Nie chodzi o to, że jestem samolubem i nie chce ich słuchać, tylko że nie mogłem słuchać tego wszystkiego. To było straszne i na pewno trudno im będzie się po tym pozbierać.
Kiedy (WRESZCIE) to przesłuchanie dobiegło końca zniknąłem jak ninja do kuchni i, jakby to określiła Amelia, „obrabowałem” ją z pączków nie moja wina, że są takie pyszne. Gdy już skończyłem wyleciałem stamtąd, żeby wrócić na mój podniebny patrol. Już tłumacze, umówiliśmy się z Chejronem i strażnikami, że codziennie będę miał ”powietrzne patrole” nad obozem gdy część strażników miała przerwę. Polegało to na lataniu nad wyznaczoną częścią obozu i wypatrywaniu niepokojących rzeczy, gdy coś wypatrzyłem musiałem od razu powiadomić o tym albo naszego kochanego centaura lub Marcka. Tego dnia patrolowałem obszar nad plażą i koło areny. Nic niezwykłego się nie stało poza tym, że Julia córka Aresa zaczęła się bić z Johnnym synem Hermesa i jedno i drugie wylądowało w szpitalu, więc kiedy zakończyłem mój patrol poleciałem do Wielkiego Domu zdać raport, kiedy go zdałem i już miałem wychodzić wpadły tam Amelia z Rachel.
- Chejronie szykuje się misja
- Dobrze jaka misja? - spytał. Rachel powiedziała przepowiednię, a później jedna przez drugą ględziły coś o tym że ma to być misja dla dwojga i coś o jakiejś pochodni i powstającym Panu Koszmarów zaginionym, magicznym wisiorku Hekate, który miał być prezentem dla ukochanej córki bogini magii. – Okey, okey – Chejron poczekał aż w końcu się uspokoją. – Ale dla kogo jest ta misja?
- Ja myślę, że skoro pojawiło się słowo magia, a przepowiednia została wypowiedziana, gdy Amelia do mnie przyszła to jest to misja dla niej. I powinna iść sama.
- Zgadam się z tobą Rachel... Ale czy Amelia jest w stanie iść już na misje?
- Możecie o mnie nie mówić w osobie trzeciej? Ja tu stoję?
- Dobrze, już dobrze, więc czy czujesz się na siłach żeby iść na ta misję?
- No tak, niby czemu miałabym nie czuć się na siłach?
- No bo.. – zaczęła Rachel
- W takim razie dobrze – przerwał jej centaur. - Wiesz gdzie masz zacząć?
- Myślę, że wiem! Czy Argus może mnie tam zawieść?
- Dobrze przybądź tu jutro o 5:00 nad ranem. Amelia Mroczny, Rachel, nie mówcie nikomu o tym co się tu wydarzyło, tak Mroczny pączkom też nie możesz powiedzieć (szkoda bo one zawsze dotrzymują sekretów) – gdy Ami dostała wszystkie instrukcje na jutro od Chejrona pożegnaliśmy się i poszedłem z nią na obiad, poprosiłem ją żeby mi zamówiła pączki, zgodziła się i po chwili na talerzu przede mną była duża góra pączków. Ona z kolei jadła lazanie, kiedy skończyliśmy już jeść podeszli do nas Nico i Kornelia
- Hej. -przywitałem ich – Co tam?
- Cześć, nic ciekawego, a co u was? - spytała córka Posejdona
- Nic – korciło mnie żeby powiedzieć im o misji ale Chejron powiedział, że nie możemy o tym z nikim rozmawiać, a powiedział to dość dobitnie więc wolałem nie ryzykować jakiegoś szlabanu czy coś…
- Wydajecie się być czymś przejęci jesteście pewni, że nic się nie dzieje? - spytał Nico
- Niee... Wszystko gra Aniołku – powiedziała pośpiesznie czarnowłosa
- Aniołku? Serio? – spytał zażenowany chłopak.
-Tak Aniołeczku – Ami obdarowała go jednym ze swoich najmilszych uśmiechów.
- Ej, spokój!
- Ale to ona zaczęła! – próbował bronić się Nico.
- Ja?! Chyba sobie kpisz! – oburzyła się Amelia
- Właśnie że ty! To ty powie..
- Przestańcie! – Kornelia spiorunowała ich wzrokiem – Oboje!
- Jak ja jej nienawidzę. – wymamrotał pod nosem chłopak, ale przestał się kłócić
- Czy to było do mnie? – spytała córka Posejdona
- Nie, oczywiście, że nie, jak mogłaś tak pomyśleć… Nie no jak? Wiesz ty co? – próbował się bronić.
- Ja myślę… - to powiedziawszy powiedziała mi i Ami „cześć” i poszła do stolika Posejdona.
- Myślisz, że się teraz na mnie pogniewa? – spytał Nico. Przewróciłem oczami i poleciałem do stajni na drzemkę.
Taaa… moja „drzemka” trwała dość długo, bo skończyła się dopiero o 4:30.Poleciałem więc obudzić córkę Hekate. Okazało się, że już nie spała i kończyła pakować, rzeczy do czarnego plecaka. Wyskoczyła cicho przez okno po czym lekko zagwizdała i tuż za nią wyleciał orzeł, który usiadł na jej ramieniu. Przypomniało mi się jak Hekate przybyła do obozu z 4 letnią Amelią na rękach, dała jej wtedy magiczną pelerynę i Volanda, tego orła. Ami zawsze brała go ze sobą na misje, powiedziała, że czuje się z nim pewniej.
-Gotowa – zapytałem i powolnym krokiem udaliśmy się w stronę Wielkiego Domu. Mieliśmy jeszcze pół godziny do spotkania z naszym opiekunem, więc nie było się po co spieszyć.
- Tak, tylko trochę się martwię ten „Pan Koszmarów” kojarzy mi się z pewną legendą. - powiedziała cicho
- Mi też... Masz na myśli ta o Strażnikach Marzeń?
- Tak...-przez dłuższa chwile żadne z nas się nie odzywało, aż w końcu tęczowo-oka zabrała głos – Mroczny mogę mieś do ciebie prośbę?
- Oczywiście o co chodzi.- wyciągnęła z kieszeni dwa amulety jeden założyła na szyje, a drugi założyła na moją szyje.
- Dzięki tym amuletom będę mogła się z tobą skontaktować i czy mógłbyś go nosić dopóki nie wrócę... No wiesz tak jakbym potrzebowała pomocy albo coś? - zapytała cicho ale z nadzieją, że się zgodzę.
- Pewnie – odpowiedziałem, dalsza część drogi minęła nam bez słów. Kiedy doszliśmy do Wielkiego Domu była 4:55. Weszliśmy, a Chejron już był na nogach i Argus czekał tam razem z nim.
- Witajcie – przywitał się centaur
- Witaj Chejronie! - powiedzieliśmy razem.
- Powinniście coś zjeść, idźcie do kuchni zjedzcie śniadanie i spakujcie zapasy na drogę. Później tu wróćcie – zrobiliśmy tak jak nam centaur kazał i wróciliśmy do salonu, dał Ami 20 drachm i dużo śmiertelnej gotówki – No cóż, życzę Ci powodzenia – Argus zawiózł Ami do jakiegoś lasu, w którego środku było jezioro, a obok jeziora było zniszczone łóżko. Chciałem ją odprowadzić do tego miejsca i chociaż się pożegnać. Argus odjechał, a ja zostałem na chwile.
- No to powodzenia Amciak! - zwróciłem się do niej – Wiem, że dasz rade nigdy nie widziałem kogoś, kto by tak świetnie umiał się maskować gdziekolwiek jest.
- Dzięki, pamiętaj nikomu ani słowa, a jak wrócę to urządzimy sobie pączkową ucztę. Co ty na to?
- Mniam! - zaśmiała się i przytuliła mnie , a następnie zgrabnie wślizgnęła się do dziury pod łóżkiem.
Mi nie zostało nic innego jak wrócić do obozu i wierzyć, że jej się uda. Powrót do obozu zajął mi niewiele czasu. Wylądowałem w środku obozu i podreptałem wolnym krokiem zameldować się u Marck'a, na mój patrol. I ponownie prawie nic się nie działo, widziałem z góry jak Nico cały czas podrywał Kornelie.(Tak głównie ich obserwowałem i nie nie jestem nadopiekuńczy i tak naprawdę to prawie wcale mnie to nie obchodzi, po prosu zaczynam pisać powieść o ich miłości, więc obserwowanie tej parki jest mi potrzebne) Po skończonym patrolu postanowiłem zjeść pączki i poczytać (tak potrafię) jakąś książę Nela mi poleciła „Niezgodną” i powiem, że mi się bardzo podobała.

2 komentarze:

  1. a kto idzie z Amelią na ta misję? bo było napisane, że może z nią iść tylko jedna osoba, a wyszło na to że poszła sama? o_O nie ogarniam =/

    OdpowiedzUsuń