Zeus zabrania!!!grzmot.ogg

Muahahahahaha xDD

Muahahahahaha xDD

piątek, 23 maja 2014

Rozdział 12

Hej oto nowy rozdział mam nadzieje, że się wam spodoba niestety jest bardzo krótki bo mam blokadę weny :( ale postaram się by następny był dłuższy, a moja niespodzianka jest punkt widzenia... Amelii.

_________________________________________________________________________________

Amelia

Po pożegnaniu z Mrocznym wślizgnęłam się do ciemnego tunelu. Postanowiłam, że poszukam jego siedziby, więc skoczyłam w tajemnicze i zawiłe korytarze. Biegłam przed siebie nie znaną mi drogą, nie wiedziałam gdzie, gdy nagle przede mną pojawiły się ciężkie drzwi, otworzyłam je o dziwo bez problemu w klatkach znajdowali się mężczyzna i koń. Rozejrzałam się po pomieszczeniu dokładniej i zobaczyłam czarną kule ziemską, ciekawe tak swoja drogą. Nagle znikąd wyskoczył Czarny Pan.
- Aaa... to tylko ty, a już myślałam, że coś strasznego. – powiedziałam szczerze
- Jak śmiesz dziewczyno! - oburzył się – Jestem Panem koszmarów!
- Oh... błagam cię Pitch! Koszmary to dla mnie norma, jestem herosem, nic niezwykłego!
- Osz ty mała wredna!
- Też mi odkrycie. - mruknęłam pod nosem najwyraźniej usłyszał, bo nagle otoczyły mnie łańcuchy i chwile później wisiałam w klatce zawieszonej na suficie, miałam nadzieje, że Valantowi nic nie jest. - Co mnie zamykasz!? Boisz się walczyć?! - wydarłam się na całe pomieszczenie
- Nie... po prostu nie będę marnował na Ciebie czasu. Mam lepsze rzeczy do roboty. - i tak po prostu wyszedł, nikomu nie pozwolę się tak traktować, a zwłaszcza takim Zdechłym Wampirom! Zaczęłam walić w kraty, ale gdy tylko ich dotknęłam poraziły mnie prądem, a więc osłona anty magiczna?
Ciekawe. Postanowiłam się przespać, bo co mam innego do roboty. Może jak się obudzę to ten koleś będzie przytomny i dowiem się czegoś ciekawego i pożytecznego. Jak postanowiłam tak też zrobiłam, o dziwo nie miałam ani problemów z zaśnięciem, ani żadnych herosowch snów, co było dziwne. Obudziłam się około no nie wiem, uznajmy, że następnego dnia. Ten mężczyzna już nie spał. Postanowiłam się przywitać.
- Cześć! - powiedziałam na tyle głośno żeby mnie usłyszał. Odwrócił się w moją stronę, miał kilka ran, ale nic po za tym. - Kim jesteś?
- Hej! Jestem Julian, Ciebie też ten koleś złapał?
- Tak, jestem Amelia, córka Hekate. - rzekłam
- Czyja córka? - znowu to samu opowiedziałam mu dokładnie o herosach o bogach Greckich, o tym jak mnie złapał Pan Koszmarów itd. On z kolei opowiedział mi swoja historie. Przez następny tydzień całkiem nieźle się poznaliśmy (Co pewien czasu udawało mi się także skontaktować z Mrocznym). Jego koń Max jak się okazało był koniem z wojska. Postanowiliśmy wymyślić plan ucieczki z tego psychiatryka. Jednakże nie mieliśmy, radnych nadających się na te okazję pomysłów. I tak minęły nam w sumie chyba z dwa tygodnie, z czego ostatniego dnia Julian doznał jakiś poważniejszych objawów, zapewne to przez zakażenie ran i po prostu stracił przytomność. Współczułam mu bo to musiało być bolesne, ale cóż mogłam zrobić, byłam córką Hekate, ale nie cudotwórcą, bariera była zbyt silna. Po kilkunastu godzinach od jego omdlenia, dostała się tu jakaś grupka ludzi, dziewczyna o rudych kręconych włosach i zielonych oczach, przypominała Rachel więc, jeszcze bardziej zatęskniłam za obozem, za nią szedł wielki zając, a za nim posuwał się chłopak o brązowych włosach i ciemno zielonych oczach, za tym facetem, szła dziewczyna o jasnych blond włosach i błękitnych oczach, następnie szedł chłopak o białych jak śnieg włosach i lodowych oczach, a na końcu szła dziewczyna, o aż na mój gust za długich blond włosach i zielonych oczach. Nie słyszałam o czym gadają, ale wyciągnęli z klatki Juliana i Max'a po czym długowłosa blondynka uleczyła go swoimi włosami. Kilka chwil później, biało włosy zauważył mnie i wypuścił z klatki.
- Jej. Dzięki za ratunek!
- Nie ma za co – odpowiedział chłopak. - Nazywam się Jack Mróz. A ty jesteś... - wiedziałam, że skądś go kojaże, a mianowicie z bajek, które kiedyś czytał mi tata na dobranoc (jak miałam 4 lata dawne czasy)

- Oj, gapa ze mnie. Na imię mi Amelia. Jestem córką Hekate, bogini magii.
- Czyją córką? - zapytał ktoś
- Hekate. - odpowiedziałam
- Kto to? - Jack wyglądał na kompletnie skołowanego, nic dziwnego ludzie zazwyczaj tak reagują na takie informacje.
- Ehh... Zawsze to samo... - zirytowałam się, serio ludzie mitologia jest jedną z lektur w podstawówce! -To ja może zacznę od początku. - opanowałam się - Czasami greccy bogowie, dawno temu, chodzi na ziemię, by "spiknąć się" ze śmiertelnikami lub śmiertelniczkami. Dzieci z takich związków były pół-bogami, pół ludźmi tak zwanym półbogami.
- Zaraz, zaraz! Greccy bogowie i ludzie?! - zapytał Zając Wielkanocny
- Tak. Ja właśnie jestem jednym z dzieci bogów. Są nas setki, tysiące albo i więcej.
- Udowodnij. - Brunet wyszedł przed szereg
- Jasne. - mruknęłam i wyciągnęłam przed siebie rękę. Między moimi palcami zaczęły skakać promienie, potem ziemia, woda , powietrze i na końcu energia, czysta magia! Rudowłosa po kolei nazwała żywioły, a ostatnie musiałam im wytłumaczyć. Nagle zorientowałam się , że nie ma przy mnie Valanta.
- Zaraz! Niech wszyscy wszystko odłożą i nie ruszają się z miejsca! - krzyknęłam
- Co jest? Pole minowe?
- Nie. Gorzej! Gdzie mój Valant?
- Jaki znowu palant?- Uderzyłam Mroza w głowę
- Nie palant tylko Valant, mój orzeł.
- Masz orła?
- A kto go nie ma?
- Eee... Wszyscy?

- Dobra, nieważne. Valant! - Nagle w głównym kącie pomieszczenia coś się poruszyło, za pomocą magii, błyskawicznie się tam znalazłam.Na odchodne uzgodniliśmy, że przybędę ze wsparciem, w postaci trzech osób do nich na obiad. Na biegun północny. Pożegnałam się z moimi nowymi znajomymi i udałam się w swoją stronę. Wyskoczyłam z tej samej dziury pod łóżkiem, którą tu wlazłam. Wreszcie wolność. Godzinę biegu truchtem do obozu byłam na miejscu. Wleciałam jak burza do Wielkiego Domu, gdzie zastałam wszystkich potrzebnych mi herosów i pegaza. Mianowicie Annabeth, Percy'ego, Nico (Aniołka :p) i Mrocznego, cóż mimo, że miały iść trzy osoby to Mroczny zalicza się jako GPS.

Mroczny
Kiedy Ami wbiegła do Domu od razu wszyscy rzucili się do przytulania jej, była trochę wychudzona i zmęczona, ale nadal żywa. Opowiedziała nam z najmniejszymi szczegółami o tym co ją tam spotkało, oraz co uzgodniła ze Strażnikami Marzeń.
- Dobrze, dobrze. Amelio to wiele informacji muszę ci pogratulować, zjedz coś, wykąp się i wróć tu, żeby to dokładniej omówić. - rzekł Chejron córka Hekate skinęła głową i poszła do kuchni, zjadła śniadanie, pobiegła do Domku bogini magii, zrobiła co jej centaur kazał i po godzinie wróciła do nas
- A więc Chejronie: czy zgadzasz się bym wzięła ze sobą Ann, Percy'ego, Mrocznego i Nico na biegun północny i stworzyła sojusz ze strażnikami? - zapytała z nadzieja
- Mimo iż są to tereny po za władzą bogów to owszem zgadzam się, Pitch naprawdę rośnie w siłę każda pomoc się przyda, a póki co nie chce niepokoić herosów.
- Chwila a Neli nie bierzesz? - spytał Hadesowy syn
-Chcesz ja wysłać na pewna śmierć?!- krzyknęła Ami
- A nas to ci nie żal? - spytał Perseusz.
- Nie, tylko ty i Ann sobie poradzicie, a za Nico nikt nie będzie tęsknił.
-EJ! - Ami rzuciła mu mordercze spojrzenie, więc się zamkną i  wszyscy poszli się spakować, spotkaliśmy się pół godziny później pod sosną Thalii, Argus zawiózł nas na samolot. Niestety oni lecieli w samolocie, ja na samolocie.Podróż była długa, niestety nie mogłem spać bo by mnie zwiało z samolotu. Nigdy więcej się na to nie zgodzę. NIGDY! Kiedy wreszcie znaleźliśmy się na biegunie było coś koło godziny trzynastej. Herosi wyszli z samolotu wypoczęci no dobra Nico i Percy wyglądali jakby mieli się porzygać ale czego się można spodziewać po połączeniu syna Posejdona lub syna Hadesa z niebem światem Zeusa? Z moich rozmyśleń wyrwała mnie córka Ateny.
- To gdzie teraz? - zapytała
- Do siedziby Norda – odrzekła jej córa bogini magii
- A gdzie to?
- O tam! - krzyknąłem, otrzepałem z siebie szron, który pojawił się na mnie podczas lotu – poszedłem w tylko mi znanym kierunku. Wszyscy pobiegli za mną. A ja tak naprawdę szedłem za zapachem lazanii. Mniam! Ileś tam metrów lub kilometrów później naleźliśmy się przed domem Świętego Mikołaja. Przed dom wyszli eee... Jack... Merida... i Elsa
- Witajcie – przywitała się ta ostatnia. Przywitaliśmy się i Annabeth po kolei każde z nas przedstawiła.
- Miło nam.
- Tak, możemy już wejść? - chwile później znaleźliśmy się przy stole, jedliśmy, piliśmy (wodę i czekoladę) Nord uroczyście nas wszystkich powitał. Niedługo po tym Yeti odprowadziły nas do pokoi... znaczy ich mnie do tak jakby stajni, po drodze dowiedziałem się, że elfy wcale nie robią zabawek co było dla mnie zaskoczeniem, ale ich małe szpiczaste czapki z dzwonkami były naprawdę, naprawdę bardzo denerwujące. W stajni stały renifery i dwa konie, Angus i Max jak się później dowiedziałem. Łatwo się z nimi dogadałem. Potem przyszła po mnie Amelia i wyruszyliśmy na lot nad biegunem.

_________________________________________________________________________________
Ps. Przepraszam, że taki krótki. A jeśli chcecie wiedzieć więcej o naszych nowych przyjaciołach to zapraszam na bloga mojej przyjaciółki http://jack-and-elsa.blogspot.com

2 komentarze:

  1. Cuuuuuuuuuudo!!!!!!!! Kocham cię :* Czekam na nexta i życzę duuuu(...)uuuużo weny! ^.^

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę że muszę szybko wracać... Nie bójcie się już niedługo wraca "Kornelia" i ogarnie ten czysty chaos, który tu zapanował ;)

    OdpowiedzUsuń