Zeus zabrania!!!grzmot.ogg

Muahahahahaha xDD

Muahahahahaha xDD

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 7

Hejo! Oto 7 rozdział, i znowu 6 opinii = 8 rozdział :)
_______________________________________________________________


Kornelia

Podróż cieniem była przerażająca. Chyba nigdy tego nie zapomnę. Czułam jak uchodzi ze mnie życie i gdy już miałam się poddać, przestać walczyć, gdy wolałam umrzeć, żeby już nie słyszeć tych krzyków, tego błagania o pomoc, która nigdy nie nadchodzi, wszystko się skończyło. Byłam w obcym pokoju, urządzonym w nowoczesnym stylu. Mimo że w pomieszczeniu było ciepło czułam wewnętrzny chłód. W, jak mniemam, salonie były trzy duże, czarne sofy ustawione w literę „u”, na ścianie naprzeciw nich wisiał ogromny telewizor plazmowy, a pod nim znajdował się biokominek. Okna zasłonięte były ciężkimi, atłasowymi, czarnymi zasłonami. Po przeciwnej stronie pomieszczenia niż sofy stał potężny stół z rzeźbionymi nogami, który był nakryty czarnym obrusem. Dookoła niego stało około trzydziestu pięknie rzeźbionych i obitych czarnym materiałem krzeseł. Z wysokiego sufity zwisał żyrandol z czarnymi kryształami. Tam wszystko było czarne, parkiet, dywany, ściany, meble, świeczniki i świece, książki na regałach, nawet róże w czarnym wazonie były czarne! Chociaż nie, nie wszystko było czarne, sufit był ciemno szary, ale to na tyle z odmienności. W pokoju byłam ja, Jack i jeszcze jeden chłopak. Był to brunet o ciemnych oczach i wzroście około metra osiemdziesiąt. Ubrany był w T-shirt, bluzę z kapturem, wąskie spodnie z opuszczonym krokiem i Air Max’y, na nadgarstku miał sportowy zegarek, a na szyi duże nauszne słuchawki, wszystko to oczywiście koloru czarnego. W pomieszczeniu słychać było muzykę, która dobiegała z... W sumie to nie wiem, ale tak jakby ze ścian. Dokładniej mówiąc nie była to muzyka tylko Dup step (bez obrazy dla fanów Dup stepu). Pierwszy odezwał się nieznajomy.
- Jak tam podróż? Wyglądasz na wypoczętą i zrelaksowaną, więc mniemam, że dobrze, tak? – mówił z zaskakująca manierą dżentelmena, co w ogóle nie pasowało do jego wyglądu, ubioru ani tym bardziej do wieku.
- Nie. Było okropnie! Żądam żebyście mnie uwolnili i odstawili z powrotem do obozu!
- Niestety, jest to niemożliwe. – głos obcego chłopaka był tak szczery, że prawie uwierzyłam, że jest mu smutno.
- Dlaczego? Sroko można się tu dostać to można się stąd także wydostać, to chyba logiczne, nie?
- Logika nie ma tu nic do rzeczy. Osobiście z wielką chęcią bym ciebie uwolnił, jednak nie ja o tym decyduje i muszę być posłuszny mojemu panu.
- A od kogo to zależy? – zapytałam wściekła.
- Od kogoś kogo nie chciałabyś spotkać w osobowej formie.
- Czyli?
- Od...
- Nie. – tym razem głos zabrał Jack. – lepiej żeby nie wiedziała. – spojrzał na drugiego chłopaka znacząco.
- Rzeczywiście, tak będzie dla ciebie lepiej. 


- Pozwólcie, że ja o tym zdecyduję, ok? Więc jak, powiesz mi?
- Obawiam się, że nie zostałem uprawniony do przekazywania takich informacji. – Bogowie! Jak on mnie wkurza tym swoim uprzejmym tonem.
- To może chociaż powiecie mi gdzie jestem?
- W Tajnaros. – Powiedział bez ogródek Jack.
- C... cc... co...? – serce mi prawie stanęło.
- Och, nie mitycznym mieście Tajnaros, tylko... podziemnym.
- A-haa.
- Może zechcesz się czegoś napić? – zapytał drugi chłopak. – Coli, Fanty, Sprite’a może coś mocniejszego? Chociaż nie, jesteś chyba na to za młoda... Więc? – Ledwie docierało do mnie to co mówił. Nie wierzyłam w to co przed chwilą powiedział do mnie strażnik cienia. Przecież to jest nierealne. Pewnie to sen, zwykły sen. Zaraz się obudzę i będzie wszystko dobrze, prawda? Dobra, Kornelia, weź się w garść i myśl. Nadam mam łuk i około trzydziestu strzał, mogę z łatwością zabić tych dwóch tylko, co dalej? Nie wiem gdzie jestem, ani jak duży jest ten budynek... Zaraz, jakim cudem ktoś wybudował w podziemiu budynek? Nie mam czasu na zastanawianie się teraz nad tym. Błyskawicznym ruchem sięgnęłam po strzałę i nałożyłam ją na cięciwę równocześnie się wycofując tak żeby mieć obu na widoku. Przydałoby się jednego uśmiercić żeby drugi z nich był bardziej uległy i żeby wiedział, że nie boję się zabijać. Tylko, że ja nie potrafię zabić człowieka... Moje przemyślenia przerwał nieznajomy.
- Chcesz nas zabić? Po co...? Aaa...! no tak, nie przedstawiłem się, jestem Eric, Eric Dux. - Co? Przecież nie zabiłabym ciebie tylko dlatego, że się nie przedstawiłeś.
- Nie? Uff, to dobrze bo często zapominam się przedstawić. Ale skoro nie dla tego to po co?
- No nie wiem... może po to żeby uciec? – tak, wiem, mówienie czego takiego im nie było szczytem inteligencji ale nie wiedziałam co robić.
- To by było głupie, ponieważ ty nawet nie wiesz gdzie jesteś, ani jak się stąd wydostać. A wbrew pozorom my – tu Eric wskazał na siebie i Jack’a – nie jesteśmy twoimi wrogami.
- Nie? A kim? Może od razu powiedz, że jesteśmy przyjaciółmi! Usiądźmy przy herbatce i porozmawiajmy, co?!
- Czyli chcesz herbatę?
- NIE! NIE CHCĘ HERBATY! CHCĘ STĄD UCIEC I WRÓCIĆ DO OBOZU NAJSZYBCIEJ JAK TO MOŻLIWE!
- Najszybciej to za siedemnaście dni.
- Dlaczego akurat siedemnaście?
- Zakładając, że w dwa dni zabijesz pozostałych przeciwników.
- Jakich przeciwników?!
- Ona jeszcze nic nie wie. – Powiedział Jack.
- Nic jej nie mówiłeś?
- A kiedy? – zapytał ironicznie niebieskooki.
- No fakt... Chyba rzeczywiście nie było kiedy. – Przyznał brunet z zakłopotaną minom. – Miałem nadzieję, że to nie ja będę musiał wszystko tłumaczyć. – Spojrzał wymownie na kolegę.
- Nie chciałem ci odbierać tej przyjemności. Przecież ty tak to lubisz. – Dux zamachnął się żeby go uderzyć, ale ten nagle zniknął, to znaczy pojawił się na kanapie, i siedział sobie tak jakby robił to już od dłuższego czasu. – Jestem dla ciebie za szybki, staruszku. – Uśmiechnął się szeroko.
- Ja po prostu wolę się nie zachowywać jak idiota w towarzystwie kobiet.
- A to od kiedy?
- Od zawsze.
- Aaa... W takim razie – znów zniknął i pojawił się tuż obok kolegi – Przeprasza milordzie, może herbatki? – słowa te wymówił w stylu angielskiego dżentelmena.
- Mógłbyś się czasami zachowywać normalnie?
- Mógłbym, ale po co?
- Nieważne – Minął go i podszedł do mnie – łuk możesz już odłożyć, nikt nie chce tu zrobić tobie krzywdy. Możesz go gdzieś położyć, albo nosić jeśli to ci pomaga. Przybyłaś tu jako ósma osoba więc masz do wyboru piętro na którym będziesz mieszkać. Wolne zostały jeszcze dwunaste, pierwsze, trzecie, piąte i dziewiąte piętro. Które wybierasz?
- Dwunaste.
- Dobrze w takim razie chodźmy do widny. – Chłopak wyszedł z pokoju ,a ja podążyłam za nim. Znalazłam się w krótkim korytarzu na którego końcu znajdowały się podwójne drzwi. Przechodząc przez nie znalazłam się w hallu. Był tak kontuar i pięć wejść do windy oraz obrotowe drzwi, które zapewne prowadziły na zewnątrz. Przez chwilę pomyślałam o ucieczce jednak było tu za dużo ludzi, ja nie wiedział gdzie jestem, a mój towarzysz wyglądał na wysportowanego więc pewnie szybko by mnie dogonił. Wsiedliśmy do pierwszej z brzegu windy i pojechaliśmy na dwunaste piętro. Gdy drzwi się otworzyły moim oczom ukazał się pięknie urządzony salon. Na wprost mnie znajdowały się wielkie okna przez, które widać było panoramę... Manhattanu. Po prawej stronie ustawione materaco-pufy które tworzyły kolorową, patchworkowatą kanapę. Na ścianie wisiał ogromny telewizor. Z lewej strony stał stół z sześcioma krzesłami, zastawiony był wszelakiego typu przekąskami. 
- Choć pokażę ci resztę apartamentu. – Skręcił w bok, na korytarz. – Tu – wskazał na pierwsze drzwi po prawej – jest twoja sypialnia, tu – pierwsze drzwi po prawej – jest biblioteka, tutaj – drugie drzwi po prawej – basen, sauna i jacuzzi. Dalej są pokoje twojej ekipy szkoleniowej i służby.
- Ekipy szkoleniowej?
- Może usiądźmy... – Wróciliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.
- Więc...?
- Ściągnęliśmy cię tutaj abyś wzięła udział w igrzyskach...
- Igrzyskach?
- Igrzyskach Otchłani, polega to na tym, że staje przeciwko sobie dwunastu herosów, którzy będą walczyć na śmierć i życie. Zwycięzca do końca życia będzie mógł władać potworami i nigdy nie będzie narażony z ich strony na niebezpieczeństwo.
- Dlaczego dwunastu?
- To jest akurat proste, dwunastu olimpijczyków. Każdy heros lub heroska jest reprezentantem lub dzieckiem jednego boga. Ty, że tak się wyrażę, reprezentujesz Posejdona.
- Okejjjj...
- Chciałabyś może o coś zapytać?
- Igrzyska są robione dla rozrywki, prawda? – Skinął głową. – Ale kto może czerpać rozrywkę z zabijania się nawzajem nastolatków?
- Nie nastolatków tylko herosów, a kto jest zabijany przez herosów?
- No potwo...- zaniemówiłam gdy zrozumiałam o co chodzi.
- Tak... to są igrzyska dla uciechy potworów, które zorganizował Tartar.
- Co...? – Nie no po prostu chłopak wali prosto z mostu... Nie dość, że mam walczyć po to aby moi odwieczni wrogowie mieli rozrywkę to jeszcze jestem w najgłębszej czeluści podziemia... Nie ma co, życie jest piękne, idę się zabić.
- Wiem, że nie jest to kusząca perspektywa... – Na jego twarzy było widać smutek. – Wiedz jedno, od teraz jesteśmy drużynom. Moim i Jack’a zadaniem jest ciebie szkolić przez najbliższe dwa tygodnie.  Potem zostaniesz zabrana na arenę i... zobaczymy czy stamtąd wrócisz... – Wstał i podszedł do okna. Gdy znów zaczął mówić maił inny głos. – Zrobię wszystko, żeby utrzymać cię przy życiu ale tak naprawdę... wszystko leży w twoich rękach. Możliwe że przyjdzie ci walczyć ze znanymi tobie herosami, nie życzę ci tego, ale możliwość jest, a wtedy będziesz musiała zapomnieć kim oni są i zabić ich pierwsza. Oto tu chodzi, ci którzy walczyli ramię w ramię przeciw potworom teraz będą zabijać siebie nawzajem.
Więcej już się do siebie nie odzywaliśmy. Oboje byliśmy pochłonięci przez myśli. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę, przed chwilą chodziłam sobie po lesie, a teraz jestem tu. Sama, bez nikogo znajomego. Mam walczyć z przyjaciółmi, mam widzieć jak umierają. Chociaż nie, jest pewna możliwość... A co jeśli popełnię samobójstwo? To chyba najlepsze wyjście i tak pewnie zginę. Rozejrzałam się dyskretnie po pokoju w poszukiwaniu czegoś ostrego. Nic nie było, jedyne co to wazon który można by zbić i... podciąć sobie żyły. Wstałam i poszłam do swojego pokoju, tam, jak przypuszczałam, były drzwi do łazienki. W pokoju także był wazon, wzięłam go i obwinęłam go ręcznikiem. Uderzyłam nim w ścianę. Wybrałam spośród odłamków najwygodniejszy do trzymania kawałek i przyłożyłam go do prawego nadgarstka. Przycisnęłam do skóry ale nie mogłam... nie miałam odwagi. Próbowałam się zmusić, myślałam o tym w jaki sposób mogę umrzeć podczas igrzysk, jednak nie potrafiłam. A co jeśli przeżyję? Jeśli ucieknę, zaszyję się gdzieś i poczekam aż wszystko się skończy? Co zrobi Mroczny kiedy i ja umrę? Dopiero co stracił na zawsze dawną przyjaciółkę, jeśli teraz ja zginę to nie wiem jak on się po tym pozbiera. W końcu to... mój  kuzyn... nigdy tak o nim nie myślałam... a jednak, jesteśmy rodzinom. Muszę stanąć do walki, spróbować wygrać i mieć nadzieję, że kiedyś znów będę chodzić po lesie i razem z pegazem będziemy obżerać się pączkami. Ciekawe co miał mi powiedzieć wtedy w obozie... jeśli chcę się tego kiedykolwiek dowiedzieć to najpierw muszę przeżyć. W tym momencie do pokoju wszedł Eric. Rozejrzał się po pokoju i zauważył mnie w łazience z odłamkiem szkła przyłożonym do nadgarstka. Zapomniałam zamknąć drzwi na klucz.
- Co... ty... robisz? – zapytał z lękiem w głosie. – Nie rób tego. Zrobię wszystko żebyś wróciła, ale proszę... puść to. Przecież chcesz wrócić do obozu, tak? W taki sposób nic nie zdziałasz. Umierając tutaj nie trafisz nawet na asfodelowe łąki, ani do Elizjum. Zostaniesz tu na wieczność, będziesz tu błądzić i nigdy nie zaznasz spokoju.
- Ja... ja nie chcę zrobić tego co myślisz... to znaczy już nie... nie zabiję się, jeśli o to ci chodzi.
- To dobrze. – Na jego twarzy było widać ulgę. – Widzę, że nie mogę ciebie zostawiać samej... od teraz jesteś skazana na moje towarzystwo. – Uśmiechnął się lekko.
- Naprawdę to nie jest potrzebne, nie zrobię tego.
- Wolę ciebie pilnować niż zastanawiać się czy żyjesz przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. A tak w ogóle to chciałem ciebie prosić na kolację.
- Nie jestem głodna.
- To przynajmniej coś wypijesz. – Nie ustępował. – Nie mogę dopuścić żebyś mi tu głodowała albo się odwodniła. Będę twoją niańką czy tego chcesz czy nie.


Mroczny


Super, łazimy sobie po Nowym Yorku już jakieś nie wiem ile. Nico ciągle świruje i się zamartwia, a Marck próbuje go uspokoić... Ja z kolei myślę jak dostać się do Tartaru... Nagle zobaczyłem paczkarnię....
-Nico... Kupicie mi pączka? – zapytałem z nadzieją.
- Mroczny nie możemy co chwila robić przystanków bo.... - zaburczało chłopakom naraz w brzuchu – no dobra może jednak mała przerwa nie zaszkodzi – Król Duchów znikną i po chwili wrócił z dwoma kubełkami hot-winksów, frytami z KFC i paczką pączków dla mnie. Podał mi pudełko boskich krążków, a sam z Marckiem zaczęli jeść ostre skrzydełka.
- Nico, ty i KFC? Myślałem, że tylko McDonald odwiedzasz- powiedział strażnik cienia
- Very funny... - powiedział sarkastycznie Czarny Książę, zaczęliśmy jeść... Szczerze to nie wyglądało to jakbyśmy jedli. Żaden z nas najwyraźniej nie miał ochoty jeść mimo iż byliśmy głodni. Marck pewnie obwinia się o porwania herosów. Syn Hadesa to w ogóle ma załamkę, a ja...ja... znowu straciłem szczególnie bliską mi osobę... Nagle pomyślałem, że jeszcze nie wszystko stracone, damy rade
a) dostać się do Tartaru,
b) odnaleźć naszych przyjaciół,
c) wydostać się stamtąd...
Szybko pochłonąłem pączki i zacząłem myśleć nad nową motywacyjną. Co gadam? Wymyśle coś na poczekaniu.
- Chłopaki?
- Co jest Mroczny? - spytali zgranym chórkiem, po tej misji, zakładając, że ją przeżyjemy, namowie ich żeby założyli zespół, ale teraz do rzeczy.
- Jedzcie, to po pierwsze – już mieli coś powiedzieć ale im nie pozwoliłem – nie ma „ale”... Po drugie, damy rade dostać się do Tartaru. Po trzecie, uratujemy ich!
Po czwarte: Nie poddamy się. I po piąte ale najważniejsze – no dobra dla mnie najważniejsze – dajcie mi trochę frytek. - po tym ostatnim to wyglądali jakby mieli zaraz rąbnąć głową w drzewo. Zjedli wszystko do końca i dali mi frytki. - Team Shadow?
- Team Shadow! - odkrzyknęli
- Jeden za wszystkich! - krzyknąłem
- I wszyscy za jednego! - dokończyli, i na co ja oglądałem „ Trzech Muszkieterów” teraz mi to zawołanie nie chce wylecieć z głowy. Po jakże bardzo motywującej konwersacji, jeśli można to tak nazwać, ruszyliśmy dalej przed siebie, po pół godziny chodzenia stanęliśmy na chwile. Zaczęło padać, no pięknie... Spojrzałem na kałuże, która utworzyła się na chodniku i nagle jak grom z jasnego nieba mnie olśniło. Wiem jak się dostać do Tartaru.
- Wiecie co... chyba mam pomysł! - krzyknąłem uradowany chwilowym przebłyskiem –
 Jak dostać się do tej czeluści i jak z niej wyjść... no to drugie to tak nie koniecznie....
- Mów
- Jeśli wejdziemy do podziemia to tam przecież jest wejście do Tartaru, a co do wyjścia... to potrzebujemy takich pereł, które kiedyś dostał Percy, aby wyjść z Hadesu. Choć nie wiem czy to zadziała w tej dziurze i jeszcze jak my je zdobędziemy...
- Okej... czyli wiemy jak wejść – znaczą Nico – Teraz pytanie jak zdobyć te perły?
- Mroczny ty tak czysto teoretycznie jesteś spokrewniony z Posejdonem, więc... może mógłbyś spróbować go poprosić o pomoc – stwierdził całkiem poważnie Marck
- Chwila! Czekaj, czyli mój najlepszy przyjaciel jest ze mną spokrewniony?! - powiedział trochę głośniej niż chciał syn Hadesa
- Tak, chyba, nie wiem, wole nie zgłębiać drzewa genealogicznego olimpijczyków i ich dzieci... - powiedział strażnik
- Masz racje, latami byśmy to próbowali rozgryźć, a tak czy siak byśmy tylko na łeb dostali – ja już powoli dostaje
- To teraz nie istotne... Posejdon i tak by nie zwrócił na mnie uwagi nawet Kornelii i Percy'ego nie słucha więc czemu mnie miałby wysłuchać co?
- Masz racje – nagle zadzwoniła komórka Macka wyją ją i zaczął rozmowę... - David? No czemu dzwonisz?... A jak myślisz czym się gasi ogień?.... Czekaj! Co?... JAK MOŻNA PODPALIĆ GAŚNICE JA SIĘ PYTAM!!!??? - razem z Nico wybuchnęliśmy śmiechem, a Marck musiał się powstrzymywać, żeby się nie zacząć śmiać – jak to czym? No wodą może spróbujcie? - chłopak się rozłączył i wybuchną śmiechem, a my z nim
- Jak... Jak można podpalić gaśnice? - spytał Król Duchów przez śmiech
- Nie... Nie wiem ich pyt... pytaj – śmialiśmy się tak z godzinę tarzając po trawie w parku. Kiedy wreszcie nam przeszło musieliśmy się zastanowić co zrobimy...
- Więc tak, musimy się dostać do Hadesu to najpierw, czyli albo Hollywood, albo Los Angeles, ale w tam no wiecie tam jest... no wiecie! Willa... - wykrztusiłem
- Dobra, więc lecimy do Hollywood, no więc... wsiadać chłopaki! – posłusznie wdrapali się na mój grzbiet, nie było to trudne ponieważ są oni wysportowani i do tego dowiedziałem się, że Posejdon dał mi moc by  zmieniać swoją rasę w ciągu życia, zmieniłem się więc dla ułatwienia nam podróży w konia rasy Tennessee Walking Horse, zrobiłem to też dlatego, że rasa ta jest zwinniejsza i nie będą ich aż tak zadki bolały, szczerze to nawet mi się podoba taki wygląd. Dobra koniec tematu, wzbiłem się w powietrze i skierowałem się na wschód, starałem się lecieć jak najszybciej mogłem, jednak z dwoma idiotami, którzy kłócili się o to czy skręcić w prawo czy w lewo, nie było to łatwe na szczęście ja znałem te drogę na pamięć ponieważ w  mieście celebrytów mają świetne paczkarnie. Podczas, gdy te ciemne masy się kłóciły, zdążyliśmy dolecieć do miasta filmów, wylądowałem tuż przy opuszczonym studiu, które było tak naprawdę wejściem do Podziemia. Chłopacy najwyraźniej nie zaważyli, że nie lecimy bo kłócili się dalej. Zrzuciłem ich z mojego grzbietu i ocknęli się dopiero kiedy zderzyli się z ziemią.
- Ała! - krzyknęli chórkiem. Ja na poważnie im karze założyć zespół.
- Jesteśmy na miejscu dzieciaczki!
- A... tak dobra chodźmy zatem – powiedział syn Hadesa ale go zatrzymałem
- Musimy wymyślić jak wydostaniemy się z Tartaru. Nie możemy tam przecież wejść, bez planu jak wyjść. Myślę, że może ojciec Nico by mógł pomóc. - tu spojrzałem na syna Hadesa – albo no Posejdon i te perły tylko nie wiem jak je zdobyć...
- Pomódl się do niego w końcu teoretycznie jesteś jego wnukiem? Dzieckiem?
- Ale na pewno mnie zignoruje!
- No dalej! - Nagle wyczułem obecność jednego z tych strażników zdrajców
- Czujecie to?
- Co?!
- TO! - odwróciłem się, a za mną stał ten... jak on ma... chwila... to jest Jack Sanguis, jeden z porywaczy. Katem oka zauważyłem że Nico aż drży z wściekłości
- Ty podły zdrajco! Gdzie ona jest?! Gdzie?!!! – wydarł się Hadesowy syn
- Spokojnie, stary. Nie denerwuj się tak bo zawału dostaniesz.
- Mów!
- No dobra, dobra. – uśmiechnął się zjadliwie – przychodzę z wiadomością od Kornelii, mianowicie, kazała przekazać do wiadomości dupka Nico di Angelo żeby się wypchał i żeby sobie poszedł, a co do reszty „ekipy ratunkowej” to tyle żeby wracali tam skąd przyszli ponieważ ona chce tu zostać.
- Co...? – zapytałem zamurowany – Ona nas nie chce? Nie chce wrócić do obozu? Nie chce mnie nawet zobaczyć?
- Ciebie? Niby po co miałaby chcieć spotkać się z gadającym pegazem? – to ostatnie słowo wymówił z taką pogardą że z miejsca znienawidziłem tego gościa. Mimo odrazy jaką czułem do tego chłopaka odpowiedziałem
- Nie jakiegoś tam pegaza, ja jestem jej przyjacielem.
- Ona ma teraz nowych przyjaciół. Już was nie potrzebuje.
- Kłamiesz, ona nigdy by mnie nie zostawiła. – powiedziałem jednak nie byłem już tego tak do końca pewny.
- Sanguis, co się z tobą do cholery stało? – powiedział Marck – Skoro nie odpowiadało ci życie strażnika to mogłeś odejść. Co zrobiłem nie tak, że przeszedłeś na drugą stronę?
- O, proszę. Wyszedłeś z cienia? – słowa te wypowiedział ze sztucznym entuzjazmem –  No widzisz tobie może to nie przeszkadzało to ciągłe ukrywanie się i zapewniania całej reszcie bezpieczeństwa, jednak ja miałem dość tego, że nikt nas nie zauważa, że nie jesteśmy doceniani, że nikt nam nie dziękuje za to że uratowaliśmy mu tyłek. Ciągła ochrona tych pożal się boże herosków, a żaden z nich nawet się nie zastanowił nad tym że ktoś czuwa nad nim przez okrągłą dobę. Robiliśmy tyle na ile nam pozwolono, bo nie możemy się przecież mieszać w sprawy bogów. Tyle że gdyby nie my to ich dzieci ginęły by w wieku dwóch może trzech lat. – Widać po nim było że od dawna chciał to powiedzieć – A teraz powiedz mi drogi kolego, ilu naszych przypłaciło własnym życiem ochronę jakiegoś bezmyślnego herosa? Sami powinni dbać o swoje cztery litery. Przez wiele lat nadstawiałem karku dla jakiś małolatów, którzy nawet nie wiedzieli, że ja istnieję! Dobrze wiesz, że dwa razy o mało co nie umarłem i wtedy gdy ja byłem w potrzebie żaden z herosów nie przybył mi na ratunek. Więc jak sądzisz dlaczego przeszedłem na, tak zwaną, ciemną stronę mocy? – rzucił pełne złości i nienawiści do wszystkiego spojrzenie w stronę strażnika.
- Naprawdę tak to widzisz?
- Nie, wiesz co kurde?! Żartowałem! – powiedział sarkastycznie
- Dla mnie to co robię jest czymś kompletnie innym. Ja traktuje to jako służbę. Ratuję życie komuś kto może ocalić mój świat. My, jako strażnicy cienia, mamy za zadanie chronić herosów wtedy gdy oni sami nie są w stanie odeprzeć ataku. Nie mogą o nas wiedzieć ponieważ wtedy dowiedziały by się o nas potwory, a to by oznaczało, że my sami stalibyśmy się ich celem. – Marck powiedział to z takim spokojem i przekonaniem, że od razu zrozumiałem dlaczego to on jest mistrzem strażników. – Ale, skoro sądzisz tak jak przed chwilom powiedziałeś to muszę ciebie wyrzucić z naszego grona.
- Jaka szkoda... i co? Mam płakać? Błagać na kolanach żebyś tego nie robił?
- Nie, wystarczy że stąd pójdziesz i nie będziesz nam przeszkadzał.
- Jak to?! – zabrał głos Nico – On ma tak po prostu sobie pójść? On porwał Kornelię! Ten zdrajca ją porwał!!
- Spokojnie, odnajdziemy ją, nic jej się nie stanie.
- Skąd mam wiedzieć czy ona nadal żyje? Może już ją zabili?
- Nic jej nie zrobiliśmy. Tartar byłby wielce zawiedziony gdyby Igrzyska otchłani nie byłyby takie jak on zaplanował.
- Igrzyska Otchłani?! O czym ty mówisz?!! – Nico rzucił się w stronę Jack a ten rozpłynął się w powietrzu. Kurczaczki, co to są te igrzyska? A co z Nelą? Czy jest cała? No i czy to co mówił ten kretyn to prawda? Ona nas już nie chce? Co jej zrobili? No nie, muszę się tam dostać i się tego wszystkiego dowiedzieć, w końcu nikt prócz niej nie wie jakiego chcę pączka w zależności od humoru.
- No dobra, facet nie jest przyjemniaczkiem... Szczerze wątpię czy to co mówił jest prawdą więc musimy się o tym sami przekonać. – gdy to mówiłem Nico padł na kolana pełen rozpacz (kompletnie jak ja kiedy się dowiaduję, że nie ma w pączkarni moich ulubionych boskich krążków) – Tak więc, wchodzimy do Hadesu?
- Nela... – wyszeptał zmarnowany heros – Muszę ją ocalić... muszę, ona... jest taka delikatna, krucha... dlaczego jej nie śledziłem... mogłem temu zapobiec...
- Nic nie mogłeś zrobić, oni musieli już jakiś czas temu zaplanować kogo chcą uprowadzić. Obserwowali i czekali na odpowiedni moment, kiedy będzie sama. Oni byli naprawdę dobrymi strażnikami, nie sądziłem że wykorzystają swoje umiejętności do takich rzeczy. Jeśli ktoś jest temu wszystkiemu winny to ja, bo oni byli moimi podwładnymi, a ja niczego nie zauważyłem.
- No dobra dobra, teraz będziecie sobie udowadniać kto jest bardziej winny? Na pączki! Mamy robotę do odwalenia, nie? Wchodzimy do Tartaru czy idziemy szukać tych perełek? – starałem się tryskać optymizmem i chyba mi się to udało bo obaj wzięli się w garść i ustaliliśmy że idziemy po perły.
   Poszliśmy na na plażę, a ja po drogę modliłem się do Posejdona żeby nam pomógł w uratowaniu jego córki. Kiedy dotarliśmy na plaże, w sumie to przed wejściem, zatrzymałem się, wpadło mi do głowy, że plaża przypomni Nico o córce Posejdona.
- Mroczny czemu stanąłeś co się stało? - zapytał strażnik
- Zostańcie tu sam pójdę po te perły
- Dlaczego chcesz iść sam? - spytał ciągle załamany Nico
- Tak będzie lepiej – spojrzeli na mnie niezrozumiałym wzrokiem, a ja patrząc na Marck'a wskazałem głową najpierw syna Hadesa, potem morze a na końcu ziemie. Strażnik zrozumiał przekaz i zasalutował. Wszedłem na chłodny piasek. Cała plaża była oświetlona jedynie blaskiem pełni księżyca i gwiazd spojrzałem na nocne niebo i od razu rozpoznałem zbiór Zoe, łowczyni, która zginęła z ręki swojego ojca Atlasa. Podszedłem bliżej morza, woda była spokojna odbijała światło księżyca. Było tam tak pięknie.
- Posejdonie – szepnąłem cicho – bo wiesz twoją córkę Kornelie porwali na igrzyska w Tartarze i tak wpadło mi do głowy, że jak już tam wejdziemy, żeby ją uratować to... będziemy musieli jakoś się z tamtąd wydostać i wpadłem na pomysł, że może te twoje perły by nam mogły pomóc w ucieczce. I  proszę cię o pomoc... - stałem tak przez dłuższą chwile i wiedziałem, że Posejdon mnie nie wysłucha. Odwróciłem się i już miałem odchodzić, gdy ktoś zawołał moje imię.
- Mroczny – odwróciłem się przede mną stał mężczyzna miał czarne włosy i morskie oczy przypominał mi Percy'ego, domyśliłem się, że to Posejdon
- Posejdon?
- Nie, sushi. Oczywiście, że to ja ale mów mi wujku jeśli chcesz - uśmiechną się mimo iż widziałem smutek w jego oczach – prosiłeś mnie o coś...
- Tak, musimy się dostać do Tartaru, żeby uratować Kornelie bo...
- Wiem... - bóg mórz i oceanów wyciągną coś z kieszeni spodni, był to woreczek ze skóry – te perły mają dość mocy by wyciągnąć was z Tartaru, jedna perła to jedna osoba daję ci ich piętnaście, uratujcie ilu się da i jeszcze coś, nie zgób ich... wiem jestem dla ciebie bardziej jak dziadek ale, wiem też, że nigdy tak naprawdę nie miałeś rodziców więc, traktuj mnie jak chcesz dobrze? Obojętnie czy jako ojca czy wujka, ja zawsze postaram się ci pomóc.
- Dobrze.
- I przekaż Korneli i Percy'emu, żeby chociaż spróbowali się dogadać, a jak któreś z nich nie będzie chciało współpracować [czyt.: Percy] to go trzepnij i jeszcze przekaż im, że ich kocham, okej?
- Yhm – uśmiechną się
- Powodzenia, wiem, że wam się uda. Trzymam kciuki, a co do tego zespołu, który chcesz żeby założyli, to rezerwuje bilety na pierwszy koncert. - po tych słowach zamienił się w wodę i znikną w głębinach oceanu.
- Postaram się ciebie nie zawieść... tato – szepnąłem do siebie i wróciłem do chłopaków, którzy jak gdyby nigdy nic grali w szachy. Postanowiłem tego nie komentować. Potem postanowiliśmy rozbić obóz, zjedliśmy coś. Ja osobiście spaliłem pączka w ofierze panu wód i zaczęliśmy obgadywać jak dostaniemy się do Tartaru, a ja powiedziałem im o moim spotkaniu z Posejdonem. Pominąłem parę szczegółów ale ogólnie to się wszystko zgadzało.
Gdy nasza narada się skończyła i każdy był najedzony zgłosiłem się na objęcie pierwszej warty, a oni nie protestowali. Kiedy moja warta dobiegła końca, czyli około drugiej w nocy obudziłem Marcka który miał drugą zmianę, a sam poszedłem spać. To oznaczało sny, które rzadko kiedy bywały przyjemne. Tym razem śniłem o Kornelii która ucieka przed czymś jednak nie widziałem niczego. W pewnej chwili usłyszałem głos, chrapliwy, zimny i tak jakby such. Nie mogłem zlokalizować jednak jego źródła dochodził gdzieś z przestrzeni ale nie z konkretnego miejsca. Nela zahaczyła o coś nogą i przewróciła się była tak wycieńczona że nie była już w stanie wstać. Chciałem jej pomóc jednak nie byłem tam ciałem i wątpię by słyszała mój głos, mimo to krzyknąłem żeby się nie poddawała, że niedługo ją uratujemy. Później obraz się zmienił, tym razem byłem w gabinecie bardzo gustownie urządzonym. Za mną znajdowały się drzwi a przede mną potężne biurko za którym stał wielki, skórzany fotel obrócony do mnie tyłem. Ktoś zapukał i wszedł nie czekając na pozwolenie. Tym kimś okazał się Jack, ten zdrajca. Podszedł do biurka i przyklęknął na jedno kolano, jak dawniej robili rycerze przed królem.
- Panie mój, syn Hadesa, mistrz strażników cienia i gadający pegaz idą tu aby zniszczyć twoje Igrzyska. Czy mam podjąć stosowne środki aby zapobiec ich przybycie? – powiedział z ogromnym szacunkiem.
- Oczywiście ty głupcze! Jakim cudem dotarli już tak daleko?! – Ten głos mnie przeraził ponieważ był to ten sam głos co przed chwilą słyszałem, ten przed którym uciekała szefowa.
- Nie wiem panie, ale dowiem się kto jest za to odpowiedzialny.
- Mam nadzieję, a teraz idź już i zrób coś aby ten heros i jego towarzysze tu nie dotarli.
Chłopak wstał i pospiesznie opuścił pomieszczenie. Wtedy poczułem że ktoś mnie budzi i wszystko zniknęło. Otworzyłem oczy i okazało się, że jest już późny ranek. Zdziwiło mnie to bo Nico miał nas obudzić około ósmej. Rozejrzałem się dookoła, miasto tętniło już życiem. Zebraliśmy swoje manatki i ruszyliśmy w stronę zejścia do Hadesu.


5 komentarzy:

  1. Rozdział super. Najlepsze to o potpaleniu gaśnicy :)
    Prosze jak najszybciej 8 rozdział i weźcie nie ròbcie tego o kom. Bo pod 6 rozdz były 3 moje komy bo w takim tempie to będzie 1 rozdz na rok bo większość czytających boji się dać koma albo niewie o czymś takim jak ANONIM ! A komentòją może 2 lub 3 osobe
    Fan/ kamil

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ciś to sory za orto ale ja z komy /kamil

      Usuń
    2. O i przy okazji super muza na play liście . Większość moje ulubione piosenki :S

      Usuń
    3. możemy zrezygnować z tych komów ale to był też dla nas sygnał co się podobało, co nie... no ale cóż, coś wymyslimy, w każdym razie, następny rozdział jest "w fazie przygotowań" więc trzeba jeszcze troszkę poczekać, do tego skończyły nam się ferie więc mamy naukę i trzeba to jakoś pogodzić z blogiem. mogę tylko obiecać, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni rozdział się pojawi, i mam nadzieję że nie zawiedzie naszych czytelników :)

      Usuń
  2. Super, Boskie i w ogóle. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń