Moi drodzy czytelnicy!Od tego rozdziału, każdy punkt widzenia będzie wstawiany osobno, żebyście nie
musieli czekać tak długo na kolejny rozdział ;D i jeszcze taki malutki spojler,
niedługo można się będzie spodziewać punktu widzenia Nico! Miłego czytania
Herosi!
___________________________________________
___________________________________________
Kornelia
Po dniu, w którym opowiadałam wszystko co działo się w Tartarze
Chejronowi i reszcie, a później poszłam z Nico na plażę Amelia została wysłana
na misję. Bałam się o nią ale nic nie mogłam zrobić, miałam odpoczywać i starać
się zapomnieć o Igrzyskach. Tak jakby było to łatwe. Dni mijały i zaczynałam
uczyć się ukrywać moje emocje. Uśmiechałam się, żartowałam razem z innymi,
chodziłam na niektóre zajęcia i pokazywałam wszystkim, że jestem silna i dam
sobie radę, że nie trzeba się o mnie martwić, bo już jest ze mną lepiej. Jakoś
mi się to udawało, było jednak jedno małe „ale”, nie miałam żadnej kontroli nad
koszmarami, a Nico zawsze przychodził do mnie rano zanim ktokolwiek inny wstał.
Każdy dzień wyglądał tak samo, Nico przychodził do mnie,
wstawałam, szłam na śniadanie, zajęcia itd. Przez cały czas się uśmiechałam i
nie dawałam po sobie poznać że coś jest nie tak, czy że źle się czuję. Jedynymi
miejscami gdzie pozwalałam sobie na chwile słabości była plaża, na której
przeważnie nikogo nie było i domek Posejdona, gdzie mieszkałam sama.
- Może odpowiedz mi coś o sobie – zagadnął pewnego dnia Nico gdy
siedzieliśmy na plaży w przerwie po obiadowej.
- A co chcesz wiedzieć?
- Wszystko – wyszczerzył się do mnie w uśmiechu.
- Wszystko – wyszczerzył się do mnie w uśmiechu.
- Czyli?
- Może zacznijmy od... szkoły.
- Szkoły? A co ciekawego można powiedzieć o szkole?
- Szkoły? A co ciekawego można powiedzieć o szkole?
- Jakich masz nauczycieli? Jacy są tam ludzie?
- Cóż... nauczyciele. W sumie większość to totalni kretyni, bądź kretynki. Chyba jedynym nauczycielem godnym by o nim wspomnieć jest pan Adams. Lekko szurnięty matematyk, ale bardzo sympatyczny. Ma chyba z sześćdziesiąt lat, jest nieco przygłuchawy ale za to ma niezła poczucie humoru. Mam w klasie takiego kretyna, który w ogóle chyba nie ogarnia matmy. Prawdę mówiąc szczerze wątpię czy potrafi obliczyć ile to jest dwa dodać dwa. – Mówiłam jak nakręcona, a Nico słuchał uważnie, tak jakbym mówiła coś naprawdę ciekawego. – Ja jako „wielce uzdolniona matematyczka”, jak mnie nazywa pan Adams, na lekcji w sumie nie musze nic robić, jedynie jak jest coś nowego to zapiszę parę działań w zeszycie, a tak to rozmawiam dosłownie o wszystkim ze staruszkiem. Niestety, niedługo ma iść na emeryturę. Aż boje się myśleć kto może przyjść na jego miejsce. Mama nadzieję że nie jakaś wredna jędza, bo jeśli tak to chyba przestanę chodzić na matematykę, a może w ogóle przestanę chodzić do szkoły? W sumie, i tak nic ciekawego się nie nauczę w tej nędznej budzie. No i teraz mam nową posadę.
- Tak? A jaką?
- Jestem herosem – uśmiechnęłam się szczerze, chyba po raz pierwszy od wielu dni. – I to do tego nie byle jakim. Córką Posejdona, więc nie wiem czy znajdę w kalendarzu czas na to żeby chodzić o szkoły. Wiesz ciągle te wywiady i bankiety, no po prostu jestem rozrywana, ta sława mnie chyba wykończy.
- Z pewnością – potwierdził śmiejąc się głośno. – Chyba – spoważniał nagle – że pozwolisz mi opędzać od ciebie te hieny paparazzi i wszystkich natrętów.
- A jak drogie będą twoje usługi?
- Niewiele.
- Czyli? No wiesz mam wiele takich propozycji.
- Cóż... nauczyciele. W sumie większość to totalni kretyni, bądź kretynki. Chyba jedynym nauczycielem godnym by o nim wspomnieć jest pan Adams. Lekko szurnięty matematyk, ale bardzo sympatyczny. Ma chyba z sześćdziesiąt lat, jest nieco przygłuchawy ale za to ma niezła poczucie humoru. Mam w klasie takiego kretyna, który w ogóle chyba nie ogarnia matmy. Prawdę mówiąc szczerze wątpię czy potrafi obliczyć ile to jest dwa dodać dwa. – Mówiłam jak nakręcona, a Nico słuchał uważnie, tak jakbym mówiła coś naprawdę ciekawego. – Ja jako „wielce uzdolniona matematyczka”, jak mnie nazywa pan Adams, na lekcji w sumie nie musze nic robić, jedynie jak jest coś nowego to zapiszę parę działań w zeszycie, a tak to rozmawiam dosłownie o wszystkim ze staruszkiem. Niestety, niedługo ma iść na emeryturę. Aż boje się myśleć kto może przyjść na jego miejsce. Mama nadzieję że nie jakaś wredna jędza, bo jeśli tak to chyba przestanę chodzić na matematykę, a może w ogóle przestanę chodzić do szkoły? W sumie, i tak nic ciekawego się nie nauczę w tej nędznej budzie. No i teraz mam nową posadę.
- Tak? A jaką?
- Jestem herosem – uśmiechnęłam się szczerze, chyba po raz pierwszy od wielu dni. – I to do tego nie byle jakim. Córką Posejdona, więc nie wiem czy znajdę w kalendarzu czas na to żeby chodzić o szkoły. Wiesz ciągle te wywiady i bankiety, no po prostu jestem rozrywana, ta sława mnie chyba wykończy.
- Z pewnością – potwierdził śmiejąc się głośno. – Chyba – spoważniał nagle – że pozwolisz mi opędzać od ciebie te hieny paparazzi i wszystkich natrętów.
- A jak drogie będą twoje usługi?
- Niewiele.
- Czyli? No wiesz mam wiele takich propozycji.
- Mam być zazdrosny?
- Może... – droczyłam się z nim
- Tu jesteście! – zawołał Percy wchodząc na plażę.
- A ten tu czego – mruknęłam pod nosem.
- Coś się stało? – Zapytał Nico.
- Chejron chce cię widzieć za pięć minut w Wielkim Domu.
- Okay, to idziemy.
- Samego.
- Spoko, poczekam tu na ciebie. – Zapewniłam go i uśmiechnęłam się lekko.
- Na pewno?
- Yhm, popływam sobie trochę czy coś.
- Postaram się wrócić jak najszybciej, okay?
- Okay.
Nico poszedł razem z moim wrednym bratem. Nie chciało mi się pływać, w sumie to nic mi się nie chciało. Położyłam się więc na rozgrzanym piasku i patrzyłam na chmury leniwie płynące po niebie. Lubiłam to, czułam się wtedy jakaś taka szczęśliwa bez powodu i było mi z tym naprawdę dobrze. Czułam jak słońce nagrzewa, a morska bryza chłodzi moją skórę. Mogłabym tak leżeć wieki i prawi mi się to udało.
- Tu jesteście! – zawołał Percy wchodząc na plażę.
- A ten tu czego – mruknęłam pod nosem.
- Coś się stało? – Zapytał Nico.
- Chejron chce cię widzieć za pięć minut w Wielkim Domu.
- Okay, to idziemy.
- Samego.
- Spoko, poczekam tu na ciebie. – Zapewniłam go i uśmiechnęłam się lekko.
- Na pewno?
- Yhm, popływam sobie trochę czy coś.
- Postaram się wrócić jak najszybciej, okay?
- Okay.
Nico poszedł razem z moim wrednym bratem. Nie chciało mi się pływać, w sumie to nic mi się nie chciało. Położyłam się więc na rozgrzanym piasku i patrzyłam na chmury leniwie płynące po niebie. Lubiłam to, czułam się wtedy jakaś taka szczęśliwa bez powodu i było mi z tym naprawdę dobrze. Czułam jak słońce nagrzewa, a morska bryza chłodzi moją skórę. Mogłabym tak leżeć wieki i prawi mi się to udało.
W końcu kiedy otrząsnęłam się z tego błogiego lenistwa zaczęłam
się zastanawiać ile czasu minęło i czy Nico nie powinien już wrócić. Mimo że
nie potrafiłam określić godziny po położeniu słońca jednak nie trudno było
stwierdzić, że jest już dobrze po południu i wygląda na to że przeleżałam tu
kilka godzin. Wstałam szybko i niemalże pobiegłam do Wielkiego Domu. Na ganku
siedział Chejron i jakby nigdy nic grał z Panem D. w szachy.
- Gdzie jest Nico? – zapytałam zdyszana.
- Trochę kultury Karolino – powiedział Pan D.
- Mam na imię Kornelia.
- Nieważne i tak się nie przerywa, a jak dla mnie możesz mieć na imię nawet Kunegunda.
- Gdzie jest Nico?
- Gdzie jest Nico? – zapytałam zdyszana.
- Trochę kultury Karolino – powiedział Pan D.
- Mam na imię Kornelia.
- Nieważne i tak się nie przerywa, a jak dla mnie możesz mieć na imię nawet Kunegunda.
- Gdzie jest Nico?
- Na misji, nie przyszedł się z tobą pożegnać? – Tym razem
odpowiedział Chejron.
- Na... Misji...? Jakiej? Gdzie? Z kim? Po co? Dlaczego? Przecież... dlaczego on?
- Powoli. To jest, że tak to nazwę, nagły przypadek, a on był potrzebny. Gdyby nie ostatnie wydarzenia pojechałabyś razem z nimi ale nie chcę ciebie narażać na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Razem z Annabeth, Percym, Amelią no i Mrocznym udali się wesprzeć naszych sojuszników. Za kilka, może kilkanaście dni powinni wrócić.
- Kilkanaście?
- Góra dwa tygodnie.
- A-haaaa... oczywiście. – Obróciłam się na pięcie i starając się nie przewrócić poszłam do domku Posejdona.
- Na... Misji...? Jakiej? Gdzie? Z kim? Po co? Dlaczego? Przecież... dlaczego on?
- Powoli. To jest, że tak to nazwę, nagły przypadek, a on był potrzebny. Gdyby nie ostatnie wydarzenia pojechałabyś razem z nimi ale nie chcę ciebie narażać na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Razem z Annabeth, Percym, Amelią no i Mrocznym udali się wesprzeć naszych sojuszników. Za kilka, może kilkanaście dni powinni wrócić.
- Kilkanaście?
- Góra dwa tygodnie.
- A-haaaa... oczywiście. – Obróciłam się na pięcie i starając się nie przewrócić poszłam do domku Posejdona.
Po drodze zastanawiałam się jak to możliwe, że Nico nie
przyszedł się ze mną pożegnać. Przecież mógł się szybko przenieść cieniem i
powiedzieć, że ma misję i już. Może jednak mu na mnie nie zależ tak jak
myślałam? Może po prostu się nade mną litował, a jak nadarzyła się okazja żeby
się ode mnie uwolnić to zwiał?
Rozmyślając o
tym doszłam do domku. Byłam tak przejęta i zaabsorbowana tym, że Nico wyjechał,
że prawie nie zauważyłam listu na stoliku przy łóżku. Na kopercie było napisane
starannym pismem „do Kornelii”.
Wyciągnęłam z niej list i zaczęłam czytać.
Droga Kornelio
Piszę do Ciebie ten list ponieważ
stwierdziłem, że w ten sposób zostawię Tobie cząstkę siebie. Prawdę mówiąc nie
zdziwię się jak się na mnie pogniewasz za to, że zostawiam Cię teraz samą.
Niestety decyzja nie do końca zależała ode mnie, a do tego nie chcę narażać
Ciebie na niebezpieczeństwo jakie zawsze towarzyszy misjom.
W pierwszych słowach chcę Ciebie przeprosić, że nie pożegnałem
się z Tobą osobiście. Wiem, że powinienem przyjść na plażę i powiedzieć Ci
dokąd się udaję i na jak długo. Nie zrobiłem jednak tego, ponieważ byłaś
dzisiaj taka szczęśliwa i spokojna. Chciałem Ciebie taką zapamiętać, bo nie
wiem ile czasu minie zanim znów się zobaczymy.
Mimo tego wszystkiego nie zostawiam Ciebie bez opieki.
Załatwiłem z Marckiem, że któryś z jego strażników zawsze będzie miał Cię na
oku. Wiem, że to nie to samo co bycie przy Tobie i wspieranie w każdej chwili,
jednak nie miałem czasu nic innego zorganizować.
Wiesz, że misje, nierzadko są niebezpieczne, nawet bardzo, ta,
na której jestem teraz właśnie do takich należy. Chciałbym Ci powiedzieć, że na
pewno wrócę, ale nie chcę Ciebie okłamywać. Dlatego pragnę wyznać Tobie
wszystko co do tej pory ukrywałem. Kocham Cię. Skradłaś il mio cuore[1].
Chciałbym spędzić Tobą resztę życia, co wieczór patrzeć jak zasypiasz i co
ranek budzić się u twego boku. Codziennie mówił bym Ci jaka jesteś piękna i
cudowna. Chroniłbym Ciebie przed każdym niebezpieczeństwem i nigdy bym Ciebie
nie skrzywdził. Nie wiem jednak czy będzie mi to dane. Jednak łatwiej mi będzie
zginać ze świadomością, że wiesz co do Ciebie czuję.
Uważaj na siebie Joe[2].
Obiecuję, że skontaktuje się z Tobą niedługo. Dbaj o siebie i nie rób nic co
mogło by się źle skończyć.
Per tutti i Vostri [3]
Nico
di Angelo
Moją pierwszą myślą było „co do jasnego pioruna Zeusa znaczy il mio cuore, Joe i Per tutti i
Vostri?”. A później myślałam już do końca dnia o tym, że Nico mnie kocha i
że zostawił mi cząstkę siebie.
Później czytałam jeszcze ten list wiele razy i za każdym razem
się zastanawiałam co znaczą te słowa po jakiemuś tam.
*.* Niecierpliwie czekam na nexta. To jest super!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń