A więc daje 4 rozdział i prooooooooooooosze o komentarze zrobię tortury 3 komentarze = rozdział
----------------------------------------------------------------------
Kornelia
Gdy w
końcu udało mi się uspokoić Mrocznego zaczęłam się zastanawiać
jak wrócić do obozu... Pegaz był raczej... Niezdolny do latania, a
Nico nie przeniesie nas wszystkich razem. No i jeszcze Ann... Jak ją
znaleźć?
W końcu ustaliłam z nim, że „odstawi” mojego
przyjaciela do obozu i wróci do mnie żeby poszukać Annabeth. Gdy
tak się stało i staliśmy razem w lesie poczułam coś, czego dawno
już nie odczuwałam, mianowicie, że go potrzebuję. Nie wiedziałam
czy chodzi o potrzebę przebywania razem z nim czy o to, że w tej
chwili bez niego byłabym pewnie nadal przy źródełku albo gdzieś
w lesie bez nadziei na cokolwiek. Nie był to jednak czas na
zastanawianie się nad tym. Muszę znaleźć córkę Ateny i to
szybko, bo jak Percy się dowie a już niedługo będzie wiedział,
że nie było przy mnie Ann, gdy znalazłam Mrocznego, wtedy skieruje
na mnie swój gniew i najlepsze, co będę mogła wtedy zrobić to
żyć w lesie i nie zbliżać się do obozu bardziej niż na 5
kilometrów. Nie jest to kusząca propozycja, więc muszę zrobić,
co w mojej mocy. Nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie syn Hadesa
-
Więc odkąd zaczynamy poszukiwania? – Zapytał rzeczowym tonem.
-
Najpierw sprawdziłabym trasę wzdłuż strumienia, tam musimy
znaleźć choćby jakąś poszlakę... Cokolwiek, co powie... Nam...
Gdzie jest teraz Annabeth i, co najważniejsze, czy jest w
niebezpieczeństwie.
- Dobrze.- Spojrzał na mnie, niepewnie
podszedł i objął delikatnie. Chcąc dodać mu otuch i pewności,
niewiele myśląc przytuliłam go mocno.- Zamknij oczy- wyszeptał
jak zawsze i po raz kolejny dzisiejszego dnia odbyłam tą
przerażającą podróż.
Gdy otworzyłam oczy przestałam go
mocno ściskać, ale nie pościłam go. Rozkoszowałam się tym
poczuciem bezpieczeństwa, jakie czułam chyba tylko w jego
ramionach. Gdy w końcu go puściłam i spojrzałam mu w oczy były
już mniej smutne, przynajmniej tak mi się wydawało. Usłyszałam
szelest dochodzący zza Nica, więc szybko ściągnęłam z pleców
łuk i nałożyłam strzałę na cięciwę celując i w chwili, w
której miałam wystrzelić coś mnie tknęło i skierowałam pocisk
trochę w prawo. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, przede mną
stał Percy z Annabeth opierającą się na nim. Obydwoje mieli
podarte i ubrudzone ubrania, liście we włosach i otarcia na rękach,
nogach i twarzach. O włos trafiłabym mojego brata... Owszem, może
nie za bardzo za nim przepadam, ale nie tak żeby go zaraz zabijać.
-
Sorry siostra, ale jeśli chcesz mnie zabić to ustaw się w kolejce
za wszystkimi potworami, tytanami, gigantami no i paroma bogami,
ok.?
- Ja... Ja nie chciałam... - Powiedziałam zszokowana.
-
Nie tłumacz się tylko pomóż. A tak w ogóle to cześć Nico, jak
leci? Długo ciebie tu nie widzieliśmy. – I uśmiechnął się
jakby było to spotkanie starych kumpli, którzy spotkali się w
sklepie przy regale z chipsami, a nie po bitwie z kolejnym potworem w
środku lasu.
- Jakoś leci. – Przez jego twarz przebiegł
grymas na kształt grymasu. Podszedł do Perc’ego i pomógł
doprowadzić Ann do kamienia, który stał przy strumieniu. Syn
Posejdona, gdy tylko zbliżył się do wody zaczął nabierać sił
jednak jego dziewczyna wyglądała jakby zaraz miała stracić
przytomność. Ja w tym czasie stałam osłupiała niezdolna do
zrobienia choćby kroku. Chciałam się zapytać, co się stało? Jak
Percy się tu znalazł? Jakim cudem zgubiłam córkę Ateny? Nie
mogłam jednak wydusić z siebie słowa. Gdy usłyszałam jedno z
pytań, na które sama chciałam znać odpowiedź w końcu zdobyłam
się na ruch i podeszłam do reszty.
- Co się stało?- Zapytał
Nico ze spokojem, na jaki mnie zdecydowanie nie byłoby stać.
-
Dwie Empeduzy, normalka. – Powiedział mój brat lekceważącym
tonem. – Ale wiesz, trochę już wyszedłem z wprawy. – I ten
jego kretyński uśmiech! Ojcze! Dlaczego to on musi być moim
bratem?!
- Jak to się stało, że się rozdzieliłyśmy? –
Zapytałam Ann, ona już otworzyła usta żeby powiedzieć, ale zaraz
potem zacisnęła je z powrotem i złapała się za nogę, która
była straszliwie zakrwawiona. Percy zaraz ją objął i posłał mi
pełne pogardy i nienawiści spojrzenie. Zaczął spokojnie mówić
do swojej kochanej, ale to nie powstrzymało łez, które usilnie
starała się zatrzymać pod powiekami.
- Nico, mógłbyś
zabrać ją przecież do obozu cieniem. – Percy nie odwrócił
nawet wzroku od Ann.
- To zbyt niebezpieczne w jej stanie... Jakby
to wyjaśnić, za dużo krwi, po drodze mogłaby umrzeć. Za
pierwszym razem podróż osłabia każdego, a ona jest za słaba i
sznse, że przeżyje są… nikłe.
Musi być przecież jakieś
wyjście… Ojejuuuuuu!!! Tato, może mógłbyś jakoś pomóc? No
weź no… nigdy cię o nic nie proszę, nigdy… ten jeden raz,
pomóż… BŁAGAM!! ONA NIE MOŻE UMRZEĆ! ROZUMIESZ?! NIE MOŻE!
NIE MOŻE… nie może… no tak! Dzięki tato, no pewnie
- Mogę
ją uleczyć. Musicie ją tylko włożyć do wody. – Powiedziałam
głośno.
- Co może mi jeszcze powiesz, że umiesz latać, a
Pegazy nie jedzą pączków?! Dzieci Posejdona nie potrafią
uzdrawiać innych za pomocą wody! Możemy pomóc tylko sobie!!... To
twoja wina! Naraziłaś ją na to wszystko! Gdybym za wami nie
poszedł Annabeth byłaby już martwa! Jak mog...
- Percy...
Nie... To... Nie... Jej... Wina... – Powiedziała córka Ateny
przez zaciśnięte zęby.
- Percy, słuchaj, Nela naprawdę
potrafi uzdrawiać, sam widziałem. – Nico stanął po mojej
stronie.
- No dobra... Nich wam będzie. – Wziął dziewczynę
na ręce i powoli wszedł do wody zanurzając ją całą. Podbiegłam
szybko do nich i przyłożyłam rękę do największej rany na nodze,
zamknęłam oczy i skupiłam się na przekazywaniu energii. Gdy
odsunęłam dłoń po przecięciu nie było śladu. Tak samo
postąpiłam z resztą rozcięć, zadrapań i otarć, a z każdym
kolejnym zabiegiem twarz dziewczyny przybierała kolorów. Skończyłam
po jakiś dwóch minutach. Annabeth objęła szyję chłopaka i
pocałowała go. Mój braciszek od razu odżył no i… zanurkował.
Stwierdziłam, że dam im się soba nacieszyć i wyszłam z wody,
oczywiście sucha, i usiadłam na kamieniu, na którym poprzednio
siedziała ranna heroska. Mój mózg zaczął przerabiać informacje
i wydarzenia ostatnich minut. Wszystko dobrze się skończyło,
Mroczny jest w obozie, córka Ateny jest cała, a Percy może puści
w zapomnienie tą wyprawę, bo w końcu dzienki mnie jego ukochana
teraz nie cierpi… Mimo wszystko czyłam jakąś pustkę, coś mi
umykało, coś niepasowało, nie czułam się szczęśliwa, choć z
pozoru wszystko dobrze się skończyło. No tak, Nico… obruciłam
się. On stał w cieniu drzewa i przyglądał mi się. W głębi
duszy czułam, że nie chcę żeby odchodził, ale z drugiej strony
nie mogłam… może nie chciałam mu wybaczyć, że mi nie ufa,
ufał… sama nie wiem, to wszystko jest trochę za bardzo
skomplikowane. Potrzebuję czasu żeby to przemyśleć. Na dzisiaj
mam już dosyć stresu i smutków, pozwoliłam sobie na życie chwilą
i nie myślenie o tym, co mnie czeka i jakie będą konsekwencje
tego, jakich wyborów dokonam.
- No, co tak stoisz? Choć i
siadaj. – Posłałam mu uśmiech zarezerwowany tylko dla niego…
do nikogo się tak nigdy wcześniej i nigdy później nie
uśmiechałam.
- A może się przejdziemy?
- To zależy gdzie.
– Ale i tak wstałam i podeszłam do niego.
- Może w stronę
obozu?
- No dobra – podniosłam z ziemi łuk i strzałę,
zostawiliśmy zakochanym wiadomość, że idziemy do obozu i
ruszyliśmy wzdłuż strumienia. Z początku rozmowa nie bardzo się
kleiła, ale w końcu zaczęliśmy sobie nawzajem opowiadać śmieszne
historie, a gdy już śmialiśmy się tak, że nas brzuchy bolały
zaczęła się wojna, kto kogo wepchnie do wody. Ja próbowałam
złapać go ręką, którą uformowałam z rzeczki, a on przemykał
się cieniem i próbował mnie wepchnąć do strumyka. Gdy doszliśmy
do obozu przypomniałam sobie o tym, dlaczego rano poszłam do lasu i
nękana wyrzutami i ochrzaniając sama siebie pobiegłam, bo
Wielkiego Domu (Nico zrezygnował z przemieszczania się cieniem i
biegł ze mną). Wpadłam na ganek i dysząc zapytałam Chejrona,
który stamtąd obserwował dolinę
- Gdzie… Mroczny?... Jak się
czuje?
- Jest w stajni. Dzieci Apolla się nim zajęły i dały
mu jakieś zioła nasenne, więc pewnie śpi i obudzi się pod
wieczór.
- Aha. Dziękuję. – Obróciłam się żeby odejść,
ale usłyszałam jeszcze
- Radziłbym coś zjeść.
- Hmm? A…
fakt, chyba nic dzisiaj nie jadłam. Miłego dnia Chejronie.
Skierowałam się w domków, bo w szafce nocnej mam zapasy
pączków dla Mrocznego no i przy okazji paru innych rzeczy, na które
może mnie najść ochota. Gdy znalazłam się w cieniu drzew Nico
mnie załpał zasłonił mi oczy ręką i gdy mnie puścił dułam w
moim domu.
- Co to było?!
- Nic dzisiaj nie jadłaś –
powiedział spokojnie i dobitnie syn Hadesa – wiesz, która jest
godzina? Piętnasta, a ty jesteś osłabiona, nie mogłem pozwolić
żebyś się przemęczała.
- A nie wpadłeś na pomysł żeby
mnie zapytać?! – Wydarłam się na niego.
- Odmówiłabyś.
-
A może mam powody, aby nie chcieć… robić tego?! Nie chcieć
podróżować cieniem?! Jeśli chcesz zbawiać świat to dzieci w
Afryce czekają z niecierpliwością! Ja nie potrzebuję jakiejś
piekielnej eskorty!
- Przepraszam. Nie powinienem.
- Owszem.
Nie powinieneś, a teraz się wynoś.
- Daj mi to wyjaśnić. –
Jego oczy znów stały się smutne, pełne bólu. Teraz zrozumiałam
skąd ten ból, to ja jestem jego powodem, sprawiam, że przezemnie
cierpi. Wbrew pozorom nie stałam się milsza, wręcz przeciwnie,
stałam się jeszcze bardziej wkurzona tyle, że tym razem nie na
niego tylko na siebie. Ranię ludzi, którzy mnie kochają, którzy
mi pomagają. Najpierw mówiłam Mrocznemu, że spotka swoją
przyjaciółkę i to już niedługo, choć to, że zginie, albo już
nie żyje zabita przez potwora jest bardzo prawdopodobne. Potem nie
zauważyłam, że kiedy zgubiłam Annabeth, a potem nie zawróciłam
żeby jej pomóc. A teraz Nico. Gdy go potrzebowałam zjawił się i
pomógł mi nie żądając nic w zamian, a teraz, gdy z troski o mnie
zrobił coś wbrew mojej woli wydzieram się na niego. Jestem
potworem.
- Wyjdź. Zapomnij o mnie.
- Nie, nigdy o tobie nie
zapomnę. Mogę odejść. Możesz na mnie krzyczeć, możesz mnie bić
i torturować, ale nigdy o tobie nie zapomnę, nie przestanę cię
kochać, ani nigdy nie przestanę cię chronić.
I zniknął.
Straciłam ochotę na jedzenie. Zaczęłam krzyczeć w rozpaczy i
bezsilności. Dlaczego on jest dla mnie taki dobry? Jestem dla niego
wredna, wykorzystuję go, a on mówi mi coś takiego…
Byłam
sama w domku Posejdona i nie usiałam się martwić, że ktoś
przyjdzie, bo Percy razem z Annabeth mieszkali w Wielkim Domu.
Ściągnęłam obozową bluzkę, martensy i spodnie i w samej
bieliźnie rzuciłam się na łóżko i zagrzebałam się w pościeli
łkając głośno. Po pewnym czasie zasnęłam.
Gdy się
obudziłam właśnie robiło się ciemno, co oznaczało, że niedługo
dzieci Apolla zbiorą się na plaży żeby pożegnać słońce.
Oznaczało to dla mnie tyle, że za jakieś pół godziny będzie
kolacja. Obmyłam twarz w źródełku i ubrałam się. Postanowiłam,
że przed kolacja zajrzę jeszcze do stajni. Po drodze mijałam
innych herosów i heroski, ale nie chciałam z nikim rozmawiać,
chciałam powiedzieć Mrocznemu, że go przepraszam. Kiedy dotarłam
na miejsce pegaz właśnie kłócił się z moim bratem.
Mroczny
Obudziłem się w stajni. No tak dzieci Apolla
się mną zajęły, nagle wszedł Percy.
- Siema Mroczny. Jak się
czujesz?
- Nijak- burknąłem
-Co ci?
- Hym... traktujesz
swoją siostrę jak sam nie wiem co, boli mnie głowa od tych ziół
i no nie wiem zginęła moja przyjaciółka... Jak ja się mam niby
czuć?! - byłem na niego zły i to bardzo
- To moja sprawa jak ją
traktuje! - powiedział podniesionym głosem.
- PRZESTAŃ! -
krzyknąłem wkurzony, a syn Posejdona staną jak wryty. Co prawda
nie miałem siły wstać ale nie przeszkodziło mi to w rzuceniu mu
morderczego spojrzenia. - Percy... Posłuchaj mnie przez chwile...
proszę... - skiną głową i usiadł na sianie – Kornelia jest
twoją siostrą... nie możesz jej traktować, jak czegoś czego nie
powinno być... spróbuj być dla niej milszy... pomyśl jak ona musi
się czuć... postaw się na jej miejscu... to aż boli jak się
patrzy... nie rób tego dla mnie czy dla niej, zrób to dla siebie...
proszę cię
- ja... - spuścił głowę nagle wielce
zainteresowany swoimi butami- spróbuje, ale ja jestem dla niej taki
bo chciałbym ja chronić, żeby nie musiała żyć tak jak ja żyłem,
ale nie wiem jak...
- Wzruszyła mnie twoja historia, a tak
poważnie to.. Perseuszu Jacksonie synu Posejdona, co z tego, że nie
wiesz! To ciebie nie usprawiedliwia! A teraz idź i wszystko
przemyśl! - Glonomóżdżek wyszedł, a z drugiej strony weszła
Kornelia
- Mroczny... jak się czujesz?
- Głowa mnie boli ale
jest o wiele lepiej – uśmiechnęła się lekko.
- Czemu
zacząłeś mnie bronić?
- Bo on musi coś w końcu
zrozumieć...
- Przepraszam – powiedziała smutno.
- Za co?
Przecież nic nie zrobiłaś – o co jej chodzi?
- Zrobiłam...
Zraniłam cię mówiąc, że zobaczysz Erzę, a ona tymczasem
zginęła
- Nie mogłaś wiedzieć, że nie żyje. Nie przejmuj
się tym co było.
- Ale.. co ja mam zrobić?
- Jeśli chodzi o
Nico to..
- Skąd wiesz!
- Wszystko da się wyczytać z oczu i
z zachowania w każdym razie ja umiem... podczas wojny warto wiedzieć
kto jest wrogiem, a kto przyjacielem...
- Ty to wyczytałeś ze
mnie?
- Tak. Mów, może pomogę.
- Bo Nico jest dla mnie taki
miły, a ja go traktuje okropnie, jak on chce pomóc to na niego
krzyczę
- Nie jestem Afrodytą, jak chyba widać... ale sądzę,
że powinnaś dać mu jeszcze szanse.
- Powiedz mi coś on nim.
-
Wiec kiedy był mały to zginęła jego siostra, a on uciekł z obozu
i włóczył się po świecie więcej nie wiem, byłem wtedy w
niewoli.
- Dziękuje... Czekaj jak to w niewoli!!!!!??
- Długa
historia, staram się o tym zapomnieć. Kiedyś ci powiem.
-
Niewoli chyba się nie da zapomnieć.
- Wszystko można zapomnieć,
wystarczy odpowiednio mocno walnąć się w głowę ale ogółem nie
powinno się żyć przeszłością.
- Masz racje.
- Spróbuj mu
wybaczyć … kiedy cię ściągnęliśmy do obozu chyba po raz
pierwszy szczerze się uśmiechną... Chłopak miał... i ma ciężkie
życie.
- Spróbuje.
- Kochasz go? - zapytałem choć doskonale
znam odpowiedź.
- Ja już sama nie wiem – spojrzałem na nią
wzrokiem pt. „Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że ty wiesz, że
go KOCHASZ!”
- Więc?
- Dobra... kocham go. - powiedział
trochę głośniej niż chciała.
- Dziękuje że się w końcu
przyznałaś.
- O to ci chodziło?
- Tak, a co?
- Czyli mnie
podpuściłeś?!
- Tak, a co?
- I wiedziałeś że się
przyznam?!
- Tak, a co?
- I, czysto teoretycznie, każdy będący
w pobliżu mógł to słyszeć?
- Tak, a co?- spojrzała na mnie
przechylając głowę i mrużąc oczy
- Nie nic... – w tym
momencie wstałem.- Mroczny musisz odpoczywać.
- Nie mogę!
-
Czemu?
- Bo jestem głodny i chce pączka!
- A co z Percym?
-
Wiesz dla niektórych... trzeba się uzbroić w cierpliwość,
wyrozumiałość... ewentualnie dobrą patelnie! - strzeliła face palma.