Zeus zabrania!!!grzmot.ogg

Muahahahahaha xDD

Muahahahahaha xDD

czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 6

Tym razem następny rozdział będzie dopiero po 6 opiniach i nie szybciej. No i co do następnego to prosimy o cierpliwość bo dopiero jest tworzony.
______________________________________________________


Kornelia

   Pierwsze zajęcia jakie miałam dzisiaj mieć to łucznictwo. Przynajmniej nie będę najgorsza, w końcu przez ostatnie tygodnie ćwiczyłam codziennie i to do ruchomych celów, które nie poruszały według żadnego schematu. Wyszłam z pawilonu i udałam się do domku po łuk i kołczan. Po drodze zastanawiałam się czy wziąć nowe kolorowe strzały czy zwykłe, stwierdziłam że wezmę te drugie bo pierwszych mi szkoda... Je zachowam na misję, ale jakąś specjalną misję. Wzięłam to co było mi potrzebne i udałam się na strzelnicę. Tam przywitał mnie miło Chejron i przeszedł do prowadzenia lekcji.
- Dzisiaj będziemy doskonalić strzelanie dwoma strzałami jednocześnie, wiem, że niektórzy jeszcze nie do końca to opanowali, ale spokojnie. – Zrobił pauzę i pozwolił na wymianę kilku słów radości albo rozpaczy co do planu na dzisiejsze zajęcia, a potem uciszył wszystkich i kontynuował. -  Kerry i Laura, wy opanowałyście to na poprzedniej lekcji więc zacznijcie trenować na strzelnicy trzeciej. Reszta niech podzieli się na trzyosobowe grupki i zajmie resztę strzelnic. – Wszyscy zaczęli się rozchodzić w swoich ulubionych składach, ja nie wiedziałam co zrobić. Dawno mnie nie było i moja stara paczka już ma kogoś na moje miejsce. Z opresji wybawił mnie nauczyciel.
- Kornelia... choć tutaj. – Powiedział uśmiechając się miło. – Z tobą przeprowadzę dzisiaj indywidualne lekcję żebyś trochę nadgoniła resztę, a od jutro dołączysz do swojej dawnej grupy.
- Dobrze.

czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 5

Tym razem robimy jeszcze większe tortury
6 OPINII w komentarzach = zaczynamy pisać kolejny rozdział
_____________________________________________________________________________


Kornelia



   Mijały dni. Mroczny dochodził do siebie po stracie przyjaciółki. Co prawda jego terapia polegała na jedzeniu pączków raz dziennie, czyli rano zaczynał a wieczorem kończył. Po tygodniu ograniczył spożywanie tych, jak to nazywał, boskich krążków, do dwóch kilogramów dziennie. Przez to, że pomagałam pegazowi nie musiałam uczestniczyć w zajęciach i to było bardzo fajne. Po śniadaniu szliśmy razem do lasu i chodziliśmy po nim tak długo aż mieliśmy dosyć. Wtedy udawaliśmy się nad strumyk i wcinaliśmy to co wzięliśmy ze sobą. Czasami dla treningu polowałam na ptaki, wiewiórki, sarenki i inne stworzenia leśne ale musiałam ograniczać łowy ze względy na satyrów i nimfy leśne które twierdziły że to bestialstwo zabijać ich przyjaciół. Przyzwyczaiłam się do naszych wypraw, do ciągłego chodzenia i wszędobylskich w lesie komarów. Najbardziej jednak do rozmów, które czasami były smutne, a czasami wywołały uśmiech... Jedyne co było nie fajne w tych wypadach to dźwiganie pączków dla Mrocznego. Boże!! Nie sądziłam że pączki są aż takie ciężkie! Po mniej więcej dwóch tygodniach przekonałam mojego przyjaciela, żeby przerzucił się na dietę „10 pączków dziennie”.
   Po trzech tygodniach Mroczny był już na tyle silny, że Chejron postanowił znieść pozwolenie na moje opuszczanie zajęć.
- Hej Nela! – odwiedziła mnie moja koleżanka Marta, córka Apolla – Chejron cię wzywa.
- Mnie?
- No chyba nie mnie! – powiedziała w charakterystyczny, dla dzieci boga słońca, sposób.
- A wiesz po co?
- Niestety... no ale wiesz, to na pewno nic poważnego bo wtedy przyszedłby tu twój brat. – obdarzyła mnie promiennym uśmiechem i  oddaliła się w stronę swojego rodzeństwa, które właśnie grało w siatkówkę.
W drodze do Wielkiego Domu zastanawiałam się o co może chodzić. Na pewno nie o misję bo nie było mnie na tylu zajęciach, że stary centaur nigdy by mi na to nie pozwolił. Więc o co? Gdy dotarłam na miejsce Chejron czekał na mnie na ganku.
- Witaj drogie dziecko, jak samopoczucie?
- Coraz lepiej. – o co może chodzić?
- A co u twojego przyjaciela Mrocznego? Jak on się czuje? – dlaczego nie pójdzie do niego i sam się nie zapyta?
- Kuracja pączkowa przyniosła zaskakująco dobre efekty. Trzeba to po prostu opatentować. – zaśmiałam się cicho, a opiekun obdarzył mnie uprzejmym, pełnym zrozumienia spojrzeniem, jakby wiedział co przeżywałam i że tak to odreagowywuję.
- Wiesz dlaczego cię tu wezwałem?
- Nie do końca, w końcu ostatnio nic nie robiłam.
- No właśnie o tym chciałem porozmawiać. Chyba czas wrócić do zajęć. Wyglądasz już znacznie lepiej, a Mroczny nie potrzebuje już opieki.
- Ale... co z naszymi wypadami do lasu?
- Z nimi już koniec. Z trudem się na to godziłem, ponieważ było to niebezpieczne, ale pewna osoba wstawiła się za wami więc przymykałem na to oko mając na względzie wasze dobro. Teraz gdy oboje wróciliście do pełnego zdrowia, nie mogę pozwolić na dalsze narażanie was na niebezpieczeństwa w trakcie tych waszych wypadów do lasu.
- Rozumiem. – Powiedziałam smutno. Koniec wakacji, znów codzienne treningi z łucznictwa, szermierki, wspinaczki i prowadzenia rydwanu. Teraz muszę wrócić do dawnego życia, życia które już zapomniałam, które już nie jest moje. Czuję się tak jakbym była wężem i musiała wejść w starą skórę, która już do mnie nie pasuje. Odwróciłam się i nagle mnie naszło. – A kto się za nami wstawił?
- Nico. – Powiedział i odszedł.
Nico... no tak, to do niego podobne. On ciągle się o mnie troszczy. Ale dlaczego on nadal to robi? Przecież to nie ma sensu. Robi wszystko, co tylko może, żeby mi pomóc, ale robi to pośrednio, nigdy osobiście. Jak mam mu się zatem odwdzięczyć skoro nigdy go nie widzę? Ale w sumie, to każde nasze spotkanie kończy się kłótnią. On to pewnie wcześniej zauważył więc przestał mnie odwiedzać, czy próbować porozmawiać.
W drodze powrotnej, stwierdziłam, że muszę nacieszyć się ostatnim dniem wolności. Wskoczyłam do domku po łuk, kołczan i pączki, a potem poszłam po Mrocznego.
- Hej stary! Jak się masz?
- Siemka szefowo. Co tak wcześnie? Przecież jeszcze śniadania nie było.
- Jak ruszysz swój szanowny zad to ci powiem. – rzuciłam i zaczęłam przygotowywać siodło. On w tym czasie napił się i wywąchał pączki.
- Mmm... Czyżby boskie krążki?
- Będą twoje jeśli się pospieszysz. – osiodłałam go i wskoczyłam mu na grzbiet.
- No to gdzie teraz szefowo?
- Gdziekolwiek. – To nasz ostatni wypad więc wybierz mądre, chciałam dopowiedzieć, ale zdecydowałam, że poczekam z tym na odpowiedni moment.
Mroczny dostojnym krokiem wyszedł ze stajni i z gracją godną motyla wzbił się w przestworza. Lecieliśmy prze jakiś czas nad lasem oddalając się od morza, aż w końcu pegaz rzucił hasło
- Trzymaj się mocno!! – zapikował w dół jak jastrząb.  Wiatr zagwizdał mi w uszach i rozwiał włosy. Ziemia zbliżająca się a niezwykłą prędkością i szarpnięcie oznaczające pomyślne lądowanie. Wyładowaliśmy na malej polanie, która wyglądała bajecznie. Cała była usłana kwitnącymi kwiatami, słychać było bzyczenie pszczół i ćwierkanie ptaków.
- Ale tu pięknie. – powiedziałam rozglądając się dookoła. Zeskoczyłam na ziemię i odeszłam parę kroków od przyjaciela. Położyłam się wśród maków, chabrów, rumianku i wielu innych kwiatów których nie potrafiłam rozpoznać. Popatrzyłam w błękitne niebo i na chwile nic innego nie istniało. Zamknęłam oczy i stwierdziłam że leżenie na ziemi wcale nie jest przyjemne jednak nie chciałam się podnosić mimo iż już czułam, że zaczynają po mnie chodzić mrówki i inne robale mieszkające na tej łące. Moje delektowanie się tą chwilą przerwał cień który zasłonił mi słońce. Uchyliłam powieki i zobaczyłam pysk Mrocznego.
- Nic ci nie jest szefowo? – zapytał podejrzliwie.
- A co? Słońce mi zasłaniasz wiesz? – puścił ta uwagę mimo uszu.
- No bo leżysz i się nie ruszasz a ja nie mam jak się dorwać do pączków które masz w torbie, a jestem głodny. – no oczywiście, o cóż innego mogło mu chodzić? Zebrałam się w sobie i wstałam. Zdjęłam bluzę, położyłam ją na trawie i usiadłam na niej.
- Z jakim? – chodzi tu oczywiście o to z jakim nadzieniem ma być pączek ale w ciągu ostatnich tygodni to pytanie zadawałam tak często, że w końcu skróciłam formę do dwóch słów.
- Hmm... a jakie masz?
- Z dżemem truskawkowym, z marmoladą, z wanilią i z musem czekoladowym.
- Widzę że dzisiaj święto mamy! Tyle tego że nie wiem co wybrać... Może z... nie... a moż... nie... no to z... musem czekoladowym... tak chyba tak... a może nie? Ooo!!! Sam już nie wiem!
- Spokojnie każdego rodzaju jest po pięć sztuk. Hmm... – musiałam się chwilę zastanowić aż w końcu wybrałam ten z musem i krzyknęłam- masz! – rzuciłam pączka wysoko do góry, a pegaz poderwał się do lotu i złapał go w powietrzu. To była sztuczka, jeżeli można to tak nazwać, opracowywana i dopracowywana w czasie naszych leśnych wypraw. Właśnie, wyprawy...
- Chciałam z tobą o czymś pogadać...
- Fo? Muche ci powiehesz sze te pącgky szą pszune. – należy to rozumieć „Co? Musze ci powiedzieć że te pączki są pyszne”
- No bo... rano rozmawiałam z Chejronem no i on... on powiedział... że... że wracam do zajęć. – powiedziałam na wydechu.
- No to dobrze, nie? Wracasz do życia normalnego herosa!
- No... i nie będziemy mogli już chodzić razem do lasu...
- Ale... już nie? Zero? Ale... – chciałam mu powiedzieć, że będziemy robić wypady jak będę miała wolne albo coś, ale wiedziałam, że centaur się na to już raczej nie zgodzi. Mieliśmy pozwolenie ponieważ to nam pomagało dojść do siebie po ostatnich wydarzeniach, ale teraz kiedy oboje nie potrzebujemy już „specjalnych warunków” nikt nie udzieli nam zgody na chodzenie po lesie. Możemy to oczywiście robić nie pytając się o nic nikogo, ale po chwili cały obóz będzie o tym wiedział, a wtedy dostaniemy szlaban no i karę do odpracowania...
- Niestety... mi też jest przykro, ale tak jest decyzja.... może pączka? – zapytałam starając się aby zabrzmiało to zwyczajnie.
- Nie, dzięki, jakoś tak straciłem apetyt.
Siedzieliśmy na polanie, ale teraz już nie odczuwałam zachwytu tylko przygnębienie. Po jakimś czasie na polanę wbiegły driady chichocząc cieniutkimi głosikami. Spojrzały na nas i podeszły pytając co się stało. Znały nas bo wiele razy spotykaliśmy się w lesie czy przy strumieniu dlatego powiedzieliśmy im, że już nie będziemy tu przychodzić. Zmartwiły się ponieważ zawsze miło nam się gadało i czasami, jak trzeba było to im pomagałam razem z Mrocznym. Popatrzyły na siebie porozumiewawczo i szybko stanęły w ciasnym kółku jakieś trzy metry od nas. Szeptały coś między sobą i co niektóre intensywnie gestykulowały. W końcu sześć z nich pobiegło w stronę drzew, a dwie zostały i pocieszały nas mówiąc, że jeśli będziemy mieli czas to możemy przecież do nich przyjść na sok brzozowy i jagody. Starłam się wyglądać jakby było to dla mnie pocieszające, ale tak naprawdę czułam się jakby grunt osuwał mi się pod nogami.
  Nie minęło więcej niż dwadzieścia minut, a  reszta nimf wróciła, jednak razem z sobą przyprowadziły satyrów, inne driady, wiewiórki, jakieś kotowate stworzenia i ptaki. Po chwili zorientowałam się, że jest to coś na kształt imprezy pożegnalnej, a każdy z nich przyniósł coś od siebie na pamiątkę. Ja dostałam piękną bransoletkę, zrobioną z gałązki i z pięknym kamieniem zapewne wyłowionym ze strumienia, kołczan pełen pięknych strzał o różnobarwnych lotkach, piszczałkę z trzciny i fiolkę z lekarstwem ziołowym, który działał cuda gdy zraniłam się czasem podczas wyprawy. Mroczny dostał mnóstwo leśnych przysmaków z których rozpoznawałam tylko jagody, maliny, jeżyny i zwane przez nas słodkie orzechy (które wyglądem przypominały orzechy laskowe, a smakowały... nawet trudno to opisać ale były przepyszne). Kilka ptaszków włożyło nam na głowy piękne wianki, a nimfy posypały nas płatkami kwiatów. Dzięki temu znacznie poprawił nam się nastrój i zaczęliśmy śpiewać i tańczyć śmiejąc się przy tym głośno. Na chwilę zapomnieliśmy o naszych zmartwieniach i cieszyliśmy się pięknym dniem i wspólnym towarzystwem.
   Gdy około południa wszyscy byli zmęczeni, głodni z zachrypniętymi głosami od ciągłego śpiewania i krzyczenia, leśni mieszkańcy wnieśli na polanę kosze pełne jedzenia i dzbanki pełne soków. Zaczęła się prawdziwa uczta. Ptaki utkały baldachim nad naszymi głowami związując pnącza i oplatając je o drzewa. Jedliśmy, śmialiśmy się i wspominaliśmy stare dobre czasy. I tak nam minął dzień.
  Około godziny osiemnastej pożegnaliśmy się ze wszystkimi, podziękowaliśmy za upominki i obiecaliśmy odwiedzić ich kiedyś. W końcu wspięłam się na grzbiet pegaza i wzbiliśmy się w powietrze. Okazało się, że latanie z ponad dwukrotnym obciążeniem niż zazwyczaj i z pełnym żołądkiem nie jest takie proste. Mój przyjaciel miał trudności z utrzymaniem nas i bagażu w powietrzu dlatego po drodze zdecydowaliśmy się zatrzymać w naszym tajnym miejscu czyli przy źródełku. Wylądowaliśmy i dałam Mrocznemu pięć pączków które pochłonął w rekordowym tempie, mimo że jadł niecałe dziesięć minut temu. W pewnym momencie usłyszałam jakiś krzyk.
- Słyszałeś?
- Ale co?
- Krzyk, dochodził od strony obozu.
- Nie, może ktoś się czegoś wystraszył, nie ma co dramatyzować – powiedział mój przyjaciel i zajął się rozpaczaniem nad własnym losem.
 Kiedy latający pożeracz pączków skończył rozczulać się nad tym, że jest to nasz ostatni wypad do lasu wsiadłam mu na grzbiet i polecieliśmy do obozu.
   Powiedziałam pegazowi żeby podleciał pod sam domek do jestem zmęczona. Wylądował z subtelnością czołgu, a ja dziękując bogom, że jeszcze żyję zeskoczyłam na ziemię i życzyłam mu kolorowych koszmarów. Weszłam do domku i rzuciłam na łóżko torbę, łuk i oba kołczany, zmieniłam martensy na japonki i zrobiłam sobie kawę waniliową. Z kubkiem w ręku udałam się na plażę aby wykorzystać w pełni ostatni dzień rozpusty. Usiadłam na ciepłym piasku i popijając latte patrzyłam jak słońce tonie w oceanie.


Zaczęłam rozmyślać o tym jak pierwszy raz tutaj przyszłam. To było tak niedawno, a wydaje mi się, że minął co najmniej rok. Tyle się zmieniło od tego czasu, a przede wszystkim zmieniłam się ja. Gdy tutaj trafiłam byłam nieświadomą niczego nastolatką, która nawet nie wiedziała jak się trzyma miecz i tarczę. Teraz jestem zagubioną w świecie heroską, która nie wie gdzie jest jej dom, która nie wie dokładnie co czuje do chłopaka, który już kilka razy uratował jej życie, której najlepszym przyjacielem jest gadający pegaz i która jest córką mitycznego boga morza. Innymi słowy wszystko się pokomplikowało do granic możliwości, ale i tak niedługo okaże się pewnie, że, mimo że gorzej być nie może to jednak będzie... Ja chce po prostu żyć spokojnie w Los Angeles, chodzić do normalnej szkoły gdzie są puste dziewczyny, przygłupawi chłopacy, a wszyscy udają że mnie szanują a to tylko dlatego, że moja mama jest jedną z najbogatszych osób na wschodnim wybrzeżu, a tak naprawdę mają mnie za wariatkę.
Pogrążona we własnych myślach siedziałam tak do rana. Kiedy zaczęło się robić jasno wróciłam do domku i położyłam się spać.

Mroczny


Na śniadaniu jak zwykle chodziłem od stołu do stołu błagając o pączki. Na końcu podszedłem do stolika Posejdona, gdzie siedziała zamyślona Kornelia z do połowy zjedzonym śniadaniem, na które składał się twarożek, bułka i szczypiorek do twarożku.
- Neluś... jesz to?
- Co?... hm... nie...
- A wrzuciłaś coś na ofiarę?
- Tak...
- A mogę zjeść to co zostawiłaś? - zapytałem niewinnie
- Tak proszę – podała mi swój talerz, a ja szybko zjadłem jego zawartość
- Że tobie to nie szkodzi...- powiedziała kręcąc głową
- Ale fo? - połknąłem resztę jej śniadania
- Nie, nic... - nagle podeszła do nas Ann
- Hej... widzieliście Amelie?
- Kogo? - zapytała Nela
- Grupowa domku Hekate, wiesz długie czarne włosy liliowe oczy chodzi w pelerynie takiej trochę średniowiecznej - wytłumaczyłem
- Aaa... ona... Nie, nie widziałam jej od wczoraj rana.
- No właśnie....... dobra to część – powiedziała i odeszła
- Mroczny? O co jej chodziło?
- Co ja wróżka żeby wiedzieć? Nie wiem ale podejrzewam, że stanie się coś złego. Lepiej idź już na trening. Bo się spóźnisz.
- Masz racje. No to... Do zobaczenia - wstała i szybkim krokiem ruszyła w stronę areny. Coś się kroi ja to wiem. Poleciałem nad źródełko.
- Marck?! Jesteś tu?! - nagle czarno włosy wyskoczył z cienia.
- Cześć co jest?
- Wiesz coś o zniknięciu Amelii?
- Nie... A co się stało?
- Zniknęła jedna dziewczyna z obozu i nikt nie wie co się z nią stało, no wiesz zazwyczaj nikt nie znika z obozu, nie? A od ciebie nikt nie zniknął?
- Chyba nie.... w sumie to chodź ze mną zaraz to sprawdzimy- strażnik poszedł kawałek w głąb lasu i podszedł do dwóch drzew. ( bardzo dużych drzew) przesuną jedną z gałęzi, a drzewa się odchyliły otwierając wejście do jaskini. Swoją drogą przypominało to trochę wejście do podziemi w  Los Angeles. Weszliśmy, chłopak zapalił latarnię na ścianie i ją wziął, przeszliśmy kawałek, po czym ją odłożył. Weszliśmy do pomieszczenia, które okazało się być  salonem (była tam plazma!) . Marck krzykną do jakiegoś mikrofonu.
- ZBIÓRKA! – przybiegło około piętnastu chłopaków, a chwile potem dobiegło jeszcze dwóch spóźnionych. Marck ich przeliczył - Są wszyscy. – powiedział do mnie
- Aha
- Możecie się rozejść.
- Marck ale o co chodzi? - zapytał jeden ze strażników cienia.
- Mroczny się pytał czy żaden ze strażników nie znikną Arthurze.
- Ten pegaz mówi? - zapytał opryskliwie jeden ze spóźnionych chłopaków- zwierzęta nie mówią
- Owszem mowie i nic ci do tego....
- A dlaczego mielibyśmy zniknąć? - spytał inny
- Nasz przyjaciel ma swoje powody o których nie musisz wiedzieć Davidzie... Możecie się już rozejść - mam złe przeczucia co do tych dwóch spóźnialskich.
- Dzięki Marck
- Nie ma sprawy – pogadaliśmy jeszcze trochę, a kiedy wróciłem do obozu był już wieczór jak ten czas szybko leci. Zjadłem coś szybko i poszedłem spać. Rano poszedłem na śniadanie i podszedłem do córki pana mórz i oceanów
- Mroczny już się bałam, że ty też zniknąłeś.
- O co ci chodzi?
- Zniknęła Marta, wiesz grupowa domku Hermesa
- Co? - kolejna heroska zniknęła? Zaczynam się martwić.

Jeeeej!

Właśnie przekroczyliście 1000 wyświetleń! Dziękujemy!!! Z tej okazji pierwsze trzy postacie które podacie w komentarzach pojawią się w następnych rozdziałach! Musicie podać: imię, boskiego rodzica, broń jaką się posługuje i ogólny opis zewnętrzny!

środa, 15 stycznia 2014

PYTANIE!!!

Pytanie to kieruję do naszych wiernych czytelników i osób które po raz pierwszy do nas zajrzały. Mianowicie, czy uważacie za dobry pomysł żeby wpleść parę elementów z Igrzysk Śmierci? Nie dużo bo chcemy to zachować w klimacie Perce'go, jednak dzisiaj w szkole naszedł mnie bardzo ciekawy pomysł, ale nie jestem pewna czy to wam się spodoba. Proszę o opinie na ten temat w komentarzach i z góry dziękuję! :)

:)

Drodzy herosi z góry mówię, że rozdział pojawi się niebawem (najpóźniej w poniedziałek) niestety mamy teraz mnóstwo sprawdzianów i kartkówek ale obiecuje, że rozdział 5 pojawi się do poniedziałku :) ( zapewne i tak będzie wcześniej)  

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 4

A więc daje 4 rozdział i prooooooooooooosze o komentarze zrobię tortury     3 komentarze = rozdział
----------------------------------------------------------------------

Kornelia



Gdy w końcu udało mi się uspokoić Mrocznego zaczęłam się zastanawiać jak wrócić do obozu... Pegaz był raczej... Niezdolny do latania, a Nico nie przeniesie nas wszystkich razem. No i jeszcze Ann... Jak ją znaleźć?
W końcu ustaliłam z nim, że „odstawi” mojego przyjaciela do obozu i wróci do mnie żeby poszukać Annabeth. Gdy tak się stało i staliśmy razem w lesie poczułam coś, czego dawno już nie odczuwałam, mianowicie, że go potrzebuję. Nie wiedziałam czy chodzi o potrzebę przebywania razem z nim czy o to, że w tej chwili bez niego byłabym pewnie nadal przy źródełku albo gdzieś w lesie bez nadziei na cokolwiek. Nie był to jednak czas na zastanawianie się nad tym. Muszę znaleźć córkę Ateny i to szybko, bo jak Percy się dowie a już niedługo będzie wiedział, że nie było przy mnie Ann, gdy znalazłam Mrocznego, wtedy skieruje na mnie swój gniew i najlepsze, co będę mogła wtedy zrobić to żyć w lesie i nie zbliżać się do obozu bardziej niż na 5 kilometrów. Nie jest to kusząca propozycja, więc muszę zrobić, co w mojej mocy. Nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie syn Hadesa
- Więc odkąd zaczynamy poszukiwania? – Zapytał rzeczowym tonem.
- Najpierw sprawdziłabym trasę wzdłuż strumienia, tam musimy znaleźć choćby jakąś poszlakę... Cokolwiek, co powie... Nam... Gdzie jest teraz Annabeth i, co najważniejsze, czy jest w niebezpieczeństwie.
- Dobrze.- Spojrzał na mnie, niepewnie podszedł i objął delikatnie. Chcąc dodać mu otuch i pewności, niewiele myśląc przytuliłam go mocno.- Zamknij oczy- wyszeptał jak zawsze i po raz kolejny dzisiejszego dnia odbyłam tą przerażającą podróż.
Gdy otworzyłam oczy przestałam go mocno ściskać, ale nie pościłam go. Rozkoszowałam się tym poczuciem bezpieczeństwa, jakie czułam chyba tylko w jego ramionach. Gdy w końcu go puściłam i spojrzałam mu w oczy były już mniej smutne, przynajmniej tak mi się wydawało. Usłyszałam szelest dochodzący zza Nica, więc szybko ściągnęłam z pleców łuk i nałożyłam strzałę na cięciwę celując i w chwili, w której miałam wystrzelić coś mnie tknęło i skierowałam pocisk trochę w prawo. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, przede mną stał Percy z Annabeth opierającą się na nim. Obydwoje mieli podarte i ubrudzone ubrania, liście we włosach i otarcia na rękach, nogach i twarzach. O włos trafiłabym mojego brata... Owszem, może nie za bardzo za nim przepadam, ale nie tak żeby go zaraz zabijać.
- Sorry siostra, ale jeśli chcesz mnie zabić to ustaw się w kolejce za wszystkimi potworami, tytanami, gigantami no i paroma bogami, ok.?
- Ja... Ja nie chciałam... - Powiedziałam zszokowana.
- Nie tłumacz się tylko pomóż. A tak w ogóle to cześć Nico, jak leci? Długo ciebie tu nie widzieliśmy. – I uśmiechnął się jakby było to spotkanie starych kumpli, którzy spotkali się w sklepie przy regale z chipsami, a nie po bitwie z kolejnym potworem w środku lasu.
- Jakoś leci. – Przez jego twarz przebiegł grymas na kształt grymasu. Podszedł do Perc’ego i pomógł doprowadzić Ann do kamienia, który stał przy strumieniu. Syn Posejdona, gdy tylko zbliżył się do wody zaczął nabierać sił jednak jego dziewczyna wyglądała jakby zaraz miała stracić przytomność. Ja w tym czasie stałam osłupiała niezdolna do zrobienia choćby kroku. Chciałam się zapytać, co się stało? Jak Percy się tu znalazł? Jakim cudem zgubiłam córkę Ateny? Nie mogłam jednak wydusić z siebie słowa. Gdy usłyszałam jedno z pytań, na które sama chciałam znać odpowiedź w końcu zdobyłam się na ruch i podeszłam do reszty.
- Co się stało?- Zapytał Nico ze spokojem, na jaki mnie zdecydowanie nie byłoby stać.
- Dwie Empeduzy, normalka. – Powiedział mój brat lekceważącym tonem. – Ale wiesz, trochę już wyszedłem z wprawy. – I ten jego kretyński uśmiech! Ojcze! Dlaczego to on musi być moim bratem?!
- Jak to się stało, że się rozdzieliłyśmy? – Zapytałam Ann, ona już otworzyła usta żeby powiedzieć, ale zaraz potem zacisnęła je z powrotem i złapała się za nogę, która była straszliwie zakrwawiona. Percy zaraz ją objął i posłał mi pełne pogardy i nienawiści spojrzenie. Zaczął spokojnie mówić do swojej kochanej, ale to nie powstrzymało łez, które usilnie starała się zatrzymać pod powiekami.
- Nico, mógłbyś zabrać ją przecież do obozu cieniem. – Percy nie odwrócił nawet wzroku od Ann.
- To zbyt niebezpieczne w jej stanie... Jakby to wyjaśnić, za dużo krwi, po drodze mogłaby umrzeć. Za pierwszym razem podróż osłabia każdego, a ona jest za słaba i sznse, że przeżyje są… nikłe.
Musi być przecież jakieś wyjście… Ojejuuuuuu!!! Tato, może mógłbyś jakoś pomóc? No weź no… nigdy cię o nic nie proszę, nigdy… ten jeden raz, pomóż… BŁAGAM!! ONA NIE MOŻE UMRZEĆ! ROZUMIESZ?! NIE MOŻE! NIE MOŻE… nie może… no tak! Dzięki tato, no pewnie
- Mogę ją uleczyć. Musicie ją tylko włożyć do wody. – Powiedziałam głośno.
- Co może mi jeszcze powiesz, że umiesz latać, a Pegazy nie jedzą pączków?! Dzieci Posejdona nie potrafią uzdrawiać innych za pomocą wody! Możemy pomóc tylko sobie!!... To twoja wina! Naraziłaś ją na to wszystko! Gdybym za wami nie poszedł Annabeth byłaby już martwa! Jak mog...
- Percy... Nie... To... Nie... Jej... Wina... – Powiedziała córka Ateny przez zaciśnięte zęby.
- Percy, słuchaj, Nela naprawdę potrafi uzdrawiać, sam widziałem. – Nico stanął po mojej stronie.
- No dobra... Nich wam będzie. – Wziął dziewczynę na ręce i powoli wszedł do wody zanurzając ją całą. Podbiegłam szybko do nich i przyłożyłam rękę do największej rany na nodze, zamknęłam oczy i skupiłam się na przekazywaniu energii. Gdy odsunęłam dłoń po przecięciu nie było śladu. Tak samo postąpiłam z resztą rozcięć, zadrapań i otarć, a z każdym kolejnym zabiegiem twarz dziewczyny przybierała kolorów. Skończyłam po jakiś dwóch minutach. Annabeth objęła szyję chłopaka i pocałowała go. Mój braciszek od razu odżył no i… zanurkował. Stwierdziłam, że dam im się soba nacieszyć i wyszłam z wody, oczywiście sucha, i usiadłam na kamieniu, na którym poprzednio siedziała ranna heroska. Mój mózg zaczął przerabiać informacje i wydarzenia ostatnich minut. Wszystko dobrze się skończyło, Mroczny jest w obozie, córka Ateny jest cała, a Percy może puści w zapomnienie tą wyprawę, bo w końcu dzienki mnie jego ukochana teraz nie cierpi… Mimo wszystko czyłam jakąś pustkę, coś mi umykało, coś niepasowało, nie czułam się szczęśliwa, choć z pozoru wszystko dobrze się skończyło. No tak, Nico… obruciłam się. On stał w cieniu drzewa i przyglądał mi się. W głębi duszy czułam, że nie chcę żeby odchodził, ale z drugiej strony nie mogłam… może nie chciałam mu wybaczyć, że mi nie ufa, ufał… sama nie wiem, to wszystko jest trochę za bardzo skomplikowane. Potrzebuję czasu żeby to przemyśleć. Na dzisiaj mam już dosyć stresu i smutków, pozwoliłam sobie na życie chwilą i nie myślenie o tym, co mnie czeka i jakie będą konsekwencje tego, jakich wyborów dokonam.
- No, co tak stoisz? Choć i siadaj. – Posłałam mu uśmiech zarezerwowany tylko dla niego… do nikogo się tak nigdy wcześniej i nigdy później nie uśmiechałam.
- A może się przejdziemy?
- To zależy gdzie. – Ale i tak wstałam i podeszłam do niego.
- Może w stronę obozu?
- No dobra – podniosłam z ziemi łuk i strzałę, zostawiliśmy zakochanym wiadomość, że idziemy do obozu i ruszyliśmy wzdłuż strumienia. Z początku rozmowa nie bardzo się kleiła, ale w końcu zaczęliśmy sobie nawzajem opowiadać śmieszne historie, a gdy już śmialiśmy się tak, że nas brzuchy bolały zaczęła się wojna, kto kogo wepchnie do wody. Ja próbowałam złapać go ręką, którą uformowałam z rzeczki, a on przemykał się cieniem i próbował mnie wepchnąć do strumyka. Gdy doszliśmy do obozu przypomniałam sobie o tym, dlaczego rano poszłam do lasu i nękana wyrzutami i ochrzaniając sama siebie pobiegłam, bo Wielkiego Domu (Nico zrezygnował z przemieszczania się cieniem i biegł ze mną). Wpadłam na ganek i dysząc zapytałam Chejrona, który stamtąd obserwował dolinę
- Gdzie… Mroczny?... Jak się czuje?
- Jest w stajni. Dzieci Apolla się nim zajęły i dały mu jakieś zioła nasenne, więc pewnie śpi i obudzi się pod wieczór.
- Aha. Dziękuję. – Obróciłam się żeby odejść, ale usłyszałam jeszcze
- Radziłbym coś zjeść.
- Hmm? A… fakt, chyba nic dzisiaj nie jadłam. Miłego dnia Chejronie.
Skierowałam się w domków, bo w szafce nocnej mam zapasy pączków dla Mrocznego no i przy okazji paru innych rzeczy, na które może mnie najść ochota. Gdy znalazłam się w cieniu drzew Nico mnie załpał zasłonił mi oczy ręką i gdy mnie puścił dułam w moim domu.
- Co to było?!
- Nic dzisiaj nie jadłaś – powiedział spokojnie i dobitnie syn Hadesa – wiesz, która jest godzina? Piętnasta, a ty jesteś osłabiona, nie mogłem pozwolić żebyś się przemęczała.
- A nie wpadłeś na pomysł żeby mnie zapytać?! – Wydarłam się na niego.
- Odmówiłabyś.
- A może mam powody, aby nie chcieć… robić tego?! Nie chcieć podróżować cieniem?! Jeśli chcesz zbawiać świat to dzieci w Afryce czekają z niecierpliwością! Ja nie potrzebuję jakiejś piekielnej eskorty!
- Przepraszam. Nie powinienem.
- Owszem. Nie powinieneś, a teraz się wynoś.
- Daj mi to wyjaśnić. – Jego oczy znów stały się smutne, pełne bólu. Teraz zrozumiałam skąd ten ból, to ja jestem jego powodem, sprawiam, że przezemnie cierpi. Wbrew pozorom nie stałam się milsza, wręcz przeciwnie, stałam się jeszcze bardziej wkurzona tyle, że tym razem nie na niego tylko na siebie. Ranię ludzi, którzy mnie kochają, którzy mi pomagają. Najpierw mówiłam Mrocznemu, że spotka swoją przyjaciółkę i to już niedługo, choć to, że zginie, albo już nie żyje zabita przez potwora jest bardzo prawdopodobne. Potem nie zauważyłam, że kiedy zgubiłam Annabeth, a potem nie zawróciłam żeby jej pomóc. A teraz Nico. Gdy go potrzebowałam zjawił się i pomógł mi nie żądając nic w zamian, a teraz, gdy z troski o mnie zrobił coś wbrew mojej woli wydzieram się na niego. Jestem potworem.
- Wyjdź. Zapomnij o mnie.
- Nie, nigdy o tobie nie zapomnę. Mogę odejść. Możesz na mnie krzyczeć, możesz mnie bić i torturować, ale nigdy o tobie nie zapomnę, nie przestanę cię kochać, ani nigdy nie przestanę cię chronić.
I zniknął. Straciłam ochotę na jedzenie. Zaczęłam krzyczeć w rozpaczy i bezsilności. Dlaczego on jest dla mnie taki dobry? Jestem dla niego wredna, wykorzystuję go, a on mówi mi coś takiego…
Byłam sama w domku Posejdona i nie usiałam się martwić, że ktoś przyjdzie, bo Percy razem z Annabeth mieszkali w Wielkim Domu. Ściągnęłam obozową bluzkę, martensy i spodnie i w samej bieliźnie rzuciłam się na łóżko i zagrzebałam się w pościeli łkając głośno. Po pewnym czasie zasnęłam.
Gdy się obudziłam właśnie robiło się ciemno, co oznaczało, że niedługo dzieci Apolla zbiorą się na plaży żeby pożegnać słońce. Oznaczało to dla mnie tyle, że za jakieś pół godziny będzie kolacja. Obmyłam twarz w źródełku i ubrałam się. Postanowiłam, że przed kolacja zajrzę jeszcze do stajni. Po drodze mijałam innych herosów i heroski, ale nie chciałam z nikim rozmawiać, chciałam powiedzieć Mrocznemu, że go przepraszam. Kiedy dotarłam na miejsce pegaz właśnie kłócił się z moim bratem.


Mroczny

Obudziłem się w stajni. No tak dzieci Apolla się mną zajęły, nagle wszedł Percy.
- Siema Mroczny. Jak się czujesz?
- Nijak- burknąłem
-Co ci?
- Hym... traktujesz swoją siostrę jak sam nie wiem co, boli mnie głowa od tych ziół i no nie wiem zginęła moja przyjaciółka... Jak ja się mam niby czuć?! - byłem na niego zły i to bardzo
- To moja sprawa jak ją traktuje! - powiedział podniesionym głosem.
- PRZESTAŃ! - krzyknąłem wkurzony, a syn Posejdona staną jak wryty. Co prawda nie miałem siły wstać ale nie przeszkodziło mi to w rzuceniu mu morderczego spojrzenia. - Percy... Posłuchaj mnie przez chwile... proszę... - skiną głową i usiadł na sianie – Kornelia jest twoją siostrą... nie możesz jej traktować, jak czegoś czego nie powinno być... spróbuj być dla niej milszy... pomyśl jak ona musi się czuć... postaw się na jej miejscu... to aż boli jak się patrzy... nie rób tego dla mnie czy dla niej, zrób to dla siebie... proszę cię
- ja... - spuścił głowę nagle wielce zainteresowany swoimi butami- spróbuje, ale ja jestem dla niej taki bo chciałbym ja chronić, żeby nie musiała żyć tak jak ja żyłem, ale nie wiem jak...
- Wzruszyła mnie twoja historia, a tak poważnie to.. Perseuszu Jacksonie synu Posejdona, co z tego, że nie wiesz! To ciebie nie usprawiedliwia! A teraz idź i wszystko przemyśl! - Glonomóżdżek wyszedł, a z drugiej strony weszła Kornelia
- Mroczny... jak się czujesz?
- Głowa mnie boli ale jest o wiele lepiej – uśmiechnęła się lekko.
- Czemu zacząłeś mnie bronić?
- Bo on musi coś w końcu zrozumieć...
- Przepraszam – powiedziała smutno.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłaś – o co jej chodzi?
- Zrobiłam... Zraniłam cię mówiąc, że zobaczysz Erzę, a ona tymczasem zginęła
- Nie mogłaś wiedzieć, że nie żyje. Nie przejmuj się tym co było.
- Ale.. co ja mam zrobić?
- Jeśli chodzi o Nico to..
- Skąd wiesz!
- Wszystko da się wyczytać z oczu i z zachowania w każdym razie ja umiem... podczas wojny warto wiedzieć kto jest wrogiem, a kto przyjacielem...
- Ty to wyczytałeś ze mnie?
- Tak. Mów, może pomogę.
- Bo Nico jest dla mnie taki miły, a ja go traktuje okropnie, jak on chce pomóc to na niego krzyczę
- Nie jestem Afrodytą, jak chyba widać... ale sądzę, że powinnaś dać mu jeszcze szanse.
- Powiedz mi coś on nim.
- Wiec kiedy był mały to zginęła jego siostra, a on uciekł z obozu i włóczył się po świecie więcej nie wiem, byłem wtedy w niewoli.
- Dziękuje... Czekaj jak to w niewoli!!!!!??
- Długa historia, staram się o tym zapomnieć. Kiedyś ci powiem.
- Niewoli chyba się nie da zapomnieć.
- Wszystko można zapomnieć, wystarczy odpowiednio mocno walnąć się w głowę ale ogółem nie powinno się żyć przeszłością.
- Masz racje.
- Spróbuj mu wybaczyć … kiedy cię ściągnęliśmy do obozu chyba po raz pierwszy szczerze się uśmiechną... Chłopak miał... i ma ciężkie życie.
- Spróbuje.
- Kochasz go? - zapytałem choć doskonale znam odpowiedź.
- Ja już sama nie wiem – spojrzałem na nią wzrokiem pt. „Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że ty wiesz, że go KOCHASZ!”
- Więc?
- Dobra... kocham go. - powiedział trochę głośniej niż chciała.
- Dziękuje że się w końcu przyznałaś.
- O to ci chodziło?
- Tak, a co?
- Czyli mnie podpuściłeś?!
- Tak, a co?
- I wiedziałeś że się przyznam?!
- Tak, a co?
- I, czysto teoretycznie, każdy będący w pobliżu mógł to słyszeć?
- Tak, a co?- spojrzała na mnie przechylając głowę i mrużąc oczy
- Nie nic... – w tym momencie wstałem.- Mroczny musisz odpoczywać.
- Nie mogę!
- Czemu?
- Bo jestem głodny i chce pączka!
- A co z Percym?
- Wiesz dla niektórych... trzeba się uzbroić w cierpliwość, wyrozumiałość... ewentualnie dobrą patelnie! - strzeliła face palma.

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 3

Hejo! Jest nowy rozdział i drobna zmiana w akcji? Erza została przemieniona w córkę Apolla. I to tyle... Bardzo proszę o komentarze :)
___________________________________________________________________


Mroczny

Niby fajnie jest sobie strzelić drzemkę w środku dnia w cieniu wierzby, no przynajmniej większości istot żyjących. Mi też ale nie tym razem. Herosi mają podczas snu bardzo często wizje, a mi ... mi się śniły wspomnienia najpierw te miłe i radosne, potem pośrednie trwały one krótko ale na końcu śniły mi się wspomnienia bolesne i smutne, wręcz dobijające. Czułem jakby przez sen, ktoś wbijał mi miliony sztyletów w serce, potem je wyciągał i znowu  zpowrotem wbijał, a najgorsze było to, że mimo chęci nie mogłem się obudzić. To bolało mnie najbardziej, przeżywałem 9 lat mojego życia od nowa i nie po kolei... To było straszne, czułem się jakby ktoś odbierał mi moje ukochane pączki, a nikt nie ma do tego prawa. Kiedy wreszcie się obudziłem był czas ogniska, poleciałem więc tam nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Wylądowałem przy ognisku i z mętną miną, poczłapałem do Rachel, chciałem ją spytać o ten mój głupi sen.
- Hej... Rachel - zagadnąłem
- Witaj, Mroczny! - musiała zobaczyć moja minę – Co się stało?
- No... Ja.. Ja mam mały problem możesz mi pomóc?
- Oczywiście – wyrocznia wstała i poszła ze mną na skraj lasu – a zatem o co chodzi przyjacielu?
- Bo ja miałem dzisiaj sen... który składał się z wszystkich moich wspomnień i najpierw było fajnie takie miłe wspomnienia, a potem te trochę gorsze, a na końcu.... - bałem się dokończyć to zdanie więc RED dokończyła je za mnie
- te które sprawiają, że cierpisz – przytaknąłem
- czy to coś może znaczyć?
- raczej tak, możliwe że twoje sny to wizje przyszłości, może ona być albo szczęliwa powodująca uśmiech i ból brzucha od śmiechu… albo bardzo smutna w której będziemy płakać -stwierdziła- ale pamiętaj, że przyjaciele zawsze będą z tobą. Porozmawiaj o tym z Percy'm, Ann, Kornelią, albo Nico, któreś z nich może ci pomóc, a puki co się nie martw i się uśmiechnij. Jak coś jeszcze będzie się działo to wiesz gdzie mnie szukać. A i to dla ciebie na poprawę humoru. - obdarzyła mnie promiennym uśmiechem i dała pączka. Zjadłem go bardzo łapczywie. Taki pyszny. Z musem czekoladowym. MNIAM!!!!!!!! Tak pączki zawsze poprawiają mi humor. Ciesze się, że mam w obozie takich przyjaciół, na których mogę polegać. Spojrzałem w stronę
ogniska, Nela, Ann, Percy, Rachel, Nico, Clarisse wszyscy moi przyjaciele tam siedzą... O zaczęli piec pianki! Podszedłem do córy Posejdona, rozmawiającej z Annabeth:
- Kornelia... - mówiąc to trąciłem ją nosem – Jak tam życie mija?
- Hej Mroczny, na razie dobrze, a co u ciebie? - rzekła uśmiechając się
- Nie wiem, chyba nic....
- Czemu? Coś się stało?
- Nieważne
- Ważne przecież ty prawie płaczesz! - poważnie aż tak po mnie widać?- Powiedz mi o co chodzi może ci ulży...
- Dobra ale nikomu nie mów proszę...
- Obiecuje – przysięgłą córka Pana Mórz i Oceanów
- Wsiadaj... - powiedziałem – Coś ci pokaże! - morskooka wsiadła na mnie i już po chwili szybowaliśmy po niebie w stronę mojego źródełka. Las, wieczorem topiący się w czerwono-pomarańczowych promieniach
wjeżdżającego za horyzont samochodu Apollina, wyglądał tak pięknie... Kiedy wylądowaliśmy przy źródle, słońce nabrało koloru włosów Erzy (wiśniowo-czerwony). W wodzie odbijały się te ciepłe promienie, którym udało się przebić między gąszczem drzew, nadając temu miejscu, taki magiczny, ciepły i spokojny nastrój. Nela zsiadła ze mnie...
- Mroczny? Gdzie my jesteśmy? - zapytała oczarowana
- Witaj w świecie Mrocznego!
- Tu.. Tu jest pięknie, jak odkryłeś to miejsce
- To nie ja je znalazłem – odpowiedziałem patrząc na swoje odbicie w źródełku
- A więc kto?
- .... E-Erza
- Kto to? Znam ją?
Nie jej już nie ma w obozie rok przed tym jak przyszedł do nas Percy – i zanim porwał mnie Luck- to było około 9 lat temu...
- Hym... Erza... Ann mi coś o niej wspomniała. Chyba... Była córką Apolla i z tego co mi jeszcze mówili o niej obozowicze, budziła grozę samym spojrzeniem, czy to wszytko prawda?
-Tak, jakby  spojrzeniem można było zabić, to wielu by z jej "oka" zginęło, a do tego była moją najlepszą przyjaciółką. - nagle w koło mojego odbicia pojawiła się ośmioletnia Erza, po czym zniknęła, to tylko moja wyobraźnia… tak bardzo za ną tęsknię…
- Kiedy ona "zniknęła" z obozu?
- Jak miała 8 lat zabrał ją stąd jej ojciec... Wziął ją do Europy... - znowu nie mogłem zapanować nad łzami, które spadły do źródełka mącąc jego gładką powierzchnie
- Tęsknisz za nią. - skinąłem tylko głową i zapatrzyłem się w swoje odbicie – To... Czemu jej nie odwiedziłeś w Europie?
- Chciałbym ale nie mogę... To są dzikie tereny... nigdy nie wiadomo co się tam może stać....
- I co z tego!!! Ona pewnie też za tobą tęskni!!! Jest twoją przyjaciółką!!! I jeśli boisz się lecieć sam to ja tam polecę z tobą!!!
- Masz racje.... Naprawdę chcesz lecieć ze mną?
- Pewnie, że chce... Wiesz co Mroczny? - zapytała siadając obok mnie na trawie
- hym???
- Myślałam, że zaczniesz krzyczeć, że się nie boisz, a ty powiedziałeś, że mam racje... Dlaczego? - milczałem przez dłuższą chwile składając moje myśli w jakieś sensowne zdanie... – Dlaczego?- powturzyła, ale tym razem było to myślenia ma głos a nie pytanie do mnie.
- Bo... Nie ma pegaza, herosa, śmiertelnika, który by się czegoś nie bał... nawet bogowie się czegoś boją ale oni się do tego otwarcie nie przyznają, żeby nie było....-urwałem na chwile-..... Ja nie boje się tam polecieć... Nie boje się tego co tam mogę spotkać...
- Więc... czego się boisz? – Zapytała łagodnie.
- ...Tego, że ona mnie nie pamięta... że mnie już nie lubi... że nie tęskni… że nie chce już tu nigdy wracać… że ma dosyć życia po „herosowemu“… taa… właśnie tego się boję i to dla tego, tam nie poleciałem... bo nie starczyło mi odwagi. - milczała ale ja wiem, że ona rozumie, że wie jak to jest.
- Nie martw się, na pewno cię pamięta. – Uśmiechnęła się jednak w jej oczach nie było uśmiechu. – Ciebie nie da się zapomnieć.
Posiedzieliśmy jeszcze chwile i podwiozłem ją pod jej domek, a sam poszedłem do stajni i usnąłem myśląc, kiedy odwiedzę Erzę....
Obudziłem się rano w świetnym humorze, wyleciałem ze stajni i poszybowałem prosto do wielkiego domu. Tam zobaczyłem Chejrona ze zmartwioną miną.
- Witaj Mroczny, właśnie miałem iść cie szukać...
- To nie ja!!!
- Co to nie ty?
- Cokolwiek się stało to nie moja wina...
- Owszem nie twoja... Przyszedł do ciebie list... konkretnie od ojca Erzy. - centaur podał mi list, jakoś otwożyłem koperte i zacząłem czytać na głos, kiedy czytałem ten przeklty list zacząłem płakać. To co tam było napisane, sprawiło, że serce, które przez 9 lat naprawiali moi przyjaciele znowu pęłkło na milion kawałków
- Nie... to nie może, być prawda... - szepnąłem - Chejronie powiedz Korneli, że to, co wczoraj wieczorem ustawiliśmy jest już nieważne.... - powiedziawszy to i wyleciałem z wielkiego domu, tym razem poleciałem nie nad źrudełko, nie do stajni, lecz w sam środek lasu. I w nadziei, że nikt nie wie, gdzie jestem zacząłem płakać jak małe dziecko. Przeczytałem list jeszcze raz i go zniszczyłem, te słowa "Ona, ona zginęła... Napadł ją jakiś potwór. Nieżyje." To jedno z ostatnich zdań sprawiło, że coś we mnie pękło. Jestem taki głupi!





















Kornelia

Szłam do wielkiego domu z Percym i Ann, było już po śniadaniu. O dziwo nie widziałam dzisiaj jeszcze Mrocznego, co jest dziwne bo normalnie przylatywał i błagał o pączki, a dzisial nic. Weszliśmy do budynku stał tam Chejron z miną skazańca
- Witajcie
- Hejka, Chejronie! - powiedzieliśmy zgranym chórkiem.
- Kornelio... Mroczny prosił, żeby przekazać, że to co wczoraj wieczorem ustaliliście jest już nieważne....
- Dlaczego? I tak w ogule to gdzie on jest?
- Nie mam zielonego pojęcia...
- A co się stało? Bo widziałem jak z prędkością światła gdzieś leciał. - rzekł mój brat
- Widzicie… do Mrocznego przyszedł dziś list od ojca Erzy. Okazało się , że… ona zginęła...
- O, nie.-powiedziała córka Ateny – musi być załamany. Przecież to była jego najleprza przyjaciółka od kiedy pamiętam. Biedak.
Nagle Perseusz wstał
- Co sie dzieje? - zapytałam
- Musimy go znaleźć...
- Nic mu się przecież nie stanie to dzielny peg... - urwałam widząc mine mojego brata
-Ty nie rozumiesz... Co prawdza tylko raz w życiu widziałem jak był załamany...
- I co z tego? Czego nie rozumiem.
- Daj mi dokończyć. Ale mi chodzi o to, że w tym stanie nie ma możliwość walki, czy chociażby nawet obrony. Innymi słowy tak jakby łatwo go będą mogły zabić potwory.
- O nie! – W mojej głowie kotłowały się myśli. Mroczny, rozpacz, strata… i lęk przed tym co się mu może stać - Musimy go zanaleźć.
- Pewnie jest gdzieś w środku lasu... - powiedziała Annabeth
W mojej głowie pojawiła się myśl. Nico. On go znajdzie, przecież potrafi podróżować cieniem, nie? On znajdzie Mrocznego w kilka chwil.
- Nico.- wyszeptałam prawie niesłyszalnie.
- Co? – zapytał opryskiliwie mój braciszek.
- Hmm? Nie, nic. Tylko głośno myślę.
Percy spojrzał na mnie krzywo i odwrócił wzrok.
Jak go przywołać? Co zrobić żeby syn hadesa tu się znalazł? Nigdy nie sądziłam że będę go potrzebowała. W ogóle Kornelia, co ty robisz?! Przecież sama znajdziesz Mrocznego! No pewnie! Tylko… tylko gdzie mam szukać? Och! Dlaczego to takie skomplikowane? Muszę zacząć coś robić. Postanowiłam, że najpierw pójdę do źródełka, może tam o jest. Odwróciłam się żeby odejść i już stałam na trawie kiedy poczułam szarpnięcie za nadgarstek.
- Gdzie ty idziesz?- no oczywiście Percy. – Chcesz się sama szlajać po lesie?
- Nie szlejać tylko szukać Mrocznego, a tak w ogóle to mnie puść bo to boli.
- Ojoj, przepraszam waszą wysokość.
- Percy! Jak ty się zachowujesz?!- Ann spojrzała na niego wzrokiem bazyliszka.
- No co?- zrobił potulną minkę
- Jajo! Nie poznaję ciebie! Idź się może prześpij albo coś. Ja idę z Nelą szukać Mrocznego a ty w tym czasie… zrób coś z sobą. –odwróciła się od osupiałego chłopaka i pociągneła mnie za sobą.
- Przepraszam za niego, czasami mu odwala.
- Nie no… spoko, nic się nie stało. Mój rodzony brat też nie był dżentelmenem. – uśmiechnełam sie na to wspomnienie, ale zaraz potem uświadomiłam sobie jak dawno go nie widziałam… jak dawno nie byłam w domu… a może to tam, to już nie jest
mój dom? Może ja już nie należę do zwykłego świata? Teraz to Obóz jest moim domem. Wszyscy mnie tu znają i (przynajmniej w większości) szanują. No dobra, te rozmyślania muszą poczekać, teraz ważny jest Mroczny, tak teraz muszę go znaleźć i to szybko zanim mu się coś stanie.
Razem z córką Ateny poszłam do domku Posejdona po łuk i kołczan, a później do domku Ann żeby wzięła to co potrzebuje i ruszyłyśmy razem do lasu.
- No dobra. Hmm… wiesz gdzie mógłby być?
- Myślę że możnaby poszykać nad źródełkiem. – Annabeth spojrzała na mnie dziwnie. – Nigdy tam nie byłaś?
- Yyy… nie?
- To żeby się nie zgubić to może idźmy wzdłuż strumienia aż dojezemy do TEGO miejsca.
- Ok.
I nic więcej nie mówąc ruszyłyśmi szybkim marszem w górę leśmej rzeczki. W pewnym momenci mój mózg przeszedł na automat i przestałam zwracać uwagi na otoczenie tylko pogrążyłam sie swoich myślach. Mroczny, śmierć Erzy, źródełko, potwory w lesie. Potwory, walka, bezbronność, Nico. Nie! Nie mogę teraz o nim myśleć. Nie teraz. A może wypytam Ann o niego? Nie, to zły pomysł. Ona na pewno ma swoje problemy, nie powinnam jej dokładać swoich. Starałam się jakoś utrzymać i nie wpuścić myśli o Nico do mojej głowy ale to było bardzo trudne więc w końcu się poddałam i pozwoliłam myślą krążyć. Idąc równym tępem w głową w odłokach nie zauważyłam wielkiego korzenia wyrastającego z ziemi i wywruciłam się boleśnie zdzierając konalo.
- Aaa! Kurrrrrrrrczę!!! – nic. Cisza wokoło.- Ann?... Ann!!... Annabeth! To nie jest śmieszne! – nic. Cisza. Słychać tylko szum wody i liści. Szybko się otrzepałam i wstając nałożyłam strzałę na cienciwę. Coś było nie tak.- Annabeth?- Nadal nic. Co się mogło stać? Och! Oczywiście! Ty głupia dziewczyno! Musiałaś o nim mysleć? Nie mogłaś się powstrzymać? Teraz masz.
Co robić? Wracać? Czekać? Iść dalej? Może Ann idzie z tyłu w czapce niewitce i obstawia tyły bo już jakiś czas temu zorientowała się że coś może nam zagrażać i to jest tylko połapka na potwory dla których samotna heroska w środku lasu to jak posiłek podany na srebnej tacy? Chwila… muszę się zastanowić… Muszę iść dalej, znaleźć Mrocznego. Ale co z nią? Czy da sobie radę? Och w to nie wątpię, jest świetna jeśli chodzi o walkę wręcz, no i ma też ze soba niezawodną inteligencję i spryt. Tak, ona da sobie radę ale co z moim ukochanym pegazem? Muszę iść. Ruszyłam w górę strunienia, tym razem nie pozwalając sobie na bujanie w obłokach. Wyczuliłam zmysły, a w szczegulności słuch który prawie nigdy mnie nie zawodził na grach terenowych i podczas samotnych wędrówerk w las. Strzała na cięciwie była gotowa do strzału w każdej chwili. Po jakiś 15 może 20 minutach dotarłam na miejsce, ale tutaj było pusto. I o robić?! Zaczełam popadać w panikę. Byłam sama wśordku lasu bez pomusłów gdzie może się teraz znajdować mój najlepszy przyjaciel, a do tego dręczona poczuciem winy z powodu Annabeth. No tak, życie w obozie nie jest beztroskie i lekkie, przekonałam sie o tym już dawno ale nigdy nie czułam się tak niespokojnie jak teraz. Myśl logicznie, gdzie byś posz… poleciała gdybyś była Mrocznym a twoje serce właśnie rozpadłoby się na milion kawałeczków? Daleko. Tam gdzie mnie nikt nie najdzie, gdzie będę mogła w spokoju rozpaczać i gdzie nikt nie usłyszy mojego szlochu. No tak ale to może byś wszędzie. Potrzebuję pomocy, i to szybko. No… dobra, może to głupioe ale spróbować nie zaszkodzi, nie?
- Nico!- bogowie ale to głupie!- Nico… słyszysz mnie? Nico…- no to koniec… jesteś skończoną idiotką która stoi sama pośrodku lasu woła jakiegoś kolesia. Jak wrócę do obozu bez Mrocznego ani Ann to Percy dokona publicznej egzekucji… może sytułacja jest beznadziejna ale nie aż tak żeby umierać, jest jeszcze nadzieja.- Nico! Proszę! Pomóż mi!- i wtedy jakby nigdy nic wychodzi z cienia hadesowy syn we własnej osobie! A ja co robię? Rzucam się mu w ramiona. Dobra to było głupie ale byłam tak roztrzęsiona że jakbym za chwile kogoś nie przytuliłam to bym się chyba rozpadła na małe kawałeczki.
- Już… spokojnie… przepraszam że to trwało tak długo ale musiałem się wydostać… musiałem coś szybko załatwić. – objoł mnie i zaczął głaskać czule po plecach bo wiedziął że to mnie uspokaja… po chwili mój stan sie… unormował i póściłam go. Staliśmy na przeciw siebie nie wiedząc co powiedzieć. W jego oczach widziałam troskę pomieszaną z bólem. Zaczełam się zastanawiać co mu może sprawiać tak dotkliwy ból że nie jest w stanie go powstrzymać i jest on tak widoczny… przecież on doskonale potrafił ukrywać wszystkie uczucia. W końcu przerwał tą kłopotliwą ciszę pytaniem:
- Co się stało że mnie wezwałaś?
Opowiedziałam mu w skrócie co się stało. O Mrocznym, Ann i o powodzie mojej wyprawy czyli o liście od ojca Erzy. On wysłuchał potakując głową w odpowiednich momentach i z wielką uwagą. Gdy skończyłam przytulił mine na krótko ale tym razem nie był to czuły uścisk tylko coś w stylu „Rozumiem że jest to la ciebie przykre i bolesne.“ Po chwili mnie puścił i przez jakiś czas wpatryał się w otoczenie myśląc intensywnie. Ja zaczełam mu się uwarznie przyglądać i zauważyłam kilka zmian… jego cera była chorobliwie blada, poloczki zapadły się nieco, a oczy przybrały dziki wyraz. Było w nim coś obcego, to już nie był Nico który mnie bronił wtedy, po raz pierwszy w Los Angeles. Z zamyślenia wyrwały mnie słowa które z początku docierały jakby z bardzo daleka.
-…. Cieniem czy wolisz żebyśmy szli?
- Co…? Przepraszam, zamyśliłam się.
- Musimy przeszutać prawie cały las. Czy pozwolisz że będziemy podróżować cieniem czy wolisz żebyśmy szli? – uśmiechnął się blado, jednak nie był to wyraz szczęścia a raczej coś w stylu troski i dodania otuchy.
- Chyba szybciej będzie cieniem…- nie wiedziałam co powiedzieć, ta sytuacja była trochę… bardzo kłopotliwa.
- No tak, ale jeśli wolisz iść to dotrzymam ci towarzystwa.
- Chcę jak najszybciej znaleźć Mrocznego.
- Dobrze. Wolisz robić mniejsze skoki, czy szybciej dłuższe odległości?- wziełam głęboki oddech mając nadzieję że to mi pomoże, ale oczywiście pomogło tyle co aspiryna na zaburzenia psychiczne.
- Szybciej.
- Okey.- podszedł do mnie i dał do zrozumienia żebym go objeła.- Zamknij oczy.-wyszeptał jeszcze i zaczeła się potworna przejażdżka. Zimno i ciemność. Jedyne co w tej chwili było pewne to on. Jego ramiona trzymały mnie przy życiu. Znów usłyszałam szum drzew i otworzyłam oczy. Byłam w lesie, to jedyne co mogłam stwierdzić bo w ogóle nie poznawałam tego miejsca. Puściłam Nico i obróciłam się. Pięć metrów ode mnie stał opierając się o drzewo Mroczny. Prawdę mówąc nie wyglądał jak on. W tej chwil była to kupka nieszczęścia na czterech nogach i ze skrzydłami. Powoli zaczełam sie do niego zbliżać.
- Mroczny?... hej chłopie?-zdobyłam się na lekki usmiech chociaż chciałam się rzucić żeby przytulić go i płakać razem z nim. Wiedziałm, że nie mogę teraz pokazać że też jestem załamana, musiałam być sila żeby go wesprzeć. – jak tam samopoczucie?
- A…a ja..ak myy…ślisz?- powiedział ledwo łapiąc powietrze i szlochając straszliwie- bee…znadzi…dziej...jnie.
Przytuliłam się do jego szyji i starałam się ze wszystkich sił nie rozpłakać.