----------------------------------------------------------------------
Kornelia
Gdy w
końcu udało mi się uspokoić Mrocznego zaczęłam się zastanawiać
jak wrócić do obozu... Pegaz był raczej... Niezdolny do latania, a
Nico nie przeniesie nas wszystkich razem. No i jeszcze Ann... Jak ją
znaleźć?
W końcu ustaliłam z nim, że „odstawi” mojego przyjaciela do obozu i wróci do mnie żeby poszukać Annabeth. Gdy tak się stało i staliśmy razem w lesie poczułam coś, czego dawno już nie odczuwałam, mianowicie, że go potrzebuję. Nie wiedziałam czy chodzi o potrzebę przebywania razem z nim czy o to, że w tej chwili bez niego byłabym pewnie nadal przy źródełku albo gdzieś w lesie bez nadziei na cokolwiek. Nie był to jednak czas na zastanawianie się nad tym. Muszę znaleźć córkę Ateny i to szybko, bo jak Percy się dowie a już niedługo będzie wiedział, że nie było przy mnie Ann, gdy znalazłam Mrocznego, wtedy skieruje na mnie swój gniew i najlepsze, co będę mogła wtedy zrobić to żyć w lesie i nie zbliżać się do obozu bardziej niż na 5 kilometrów. Nie jest to kusząca propozycja, więc muszę zrobić, co w mojej mocy. Nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie syn Hadesa
- Więc odkąd zaczynamy poszukiwania? – Zapytał rzeczowym tonem.
- Najpierw sprawdziłabym trasę wzdłuż strumienia, tam musimy znaleźć choćby jakąś poszlakę... Cokolwiek, co powie... Nam... Gdzie jest teraz Annabeth i, co najważniejsze, czy jest w niebezpieczeństwie.
- Dobrze.- Spojrzał na mnie, niepewnie podszedł i objął delikatnie. Chcąc dodać mu otuch i pewności, niewiele myśląc przytuliłam go mocno.- Zamknij oczy- wyszeptał jak zawsze i po raz kolejny dzisiejszego dnia odbyłam tą przerażającą podróż.
Gdy otworzyłam oczy przestałam go mocno ściskać, ale nie pościłam go. Rozkoszowałam się tym poczuciem bezpieczeństwa, jakie czułam chyba tylko w jego ramionach. Gdy w końcu go puściłam i spojrzałam mu w oczy były już mniej smutne, przynajmniej tak mi się wydawało. Usłyszałam szelest dochodzący zza Nica, więc szybko ściągnęłam z pleców łuk i nałożyłam strzałę na cięciwę celując i w chwili, w której miałam wystrzelić coś mnie tknęło i skierowałam pocisk trochę w prawo. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, przede mną stał Percy z Annabeth opierającą się na nim. Obydwoje mieli podarte i ubrudzone ubrania, liście we włosach i otarcia na rękach, nogach i twarzach. O włos trafiłabym mojego brata... Owszem, może nie za bardzo za nim przepadam, ale nie tak żeby go zaraz zabijać.
- Sorry siostra, ale jeśli chcesz mnie zabić to ustaw się w kolejce za wszystkimi potworami, tytanami, gigantami no i paroma bogami, ok.?
- Ja... Ja nie chciałam... - Powiedziałam zszokowana.
- Nie tłumacz się tylko pomóż. A tak w ogóle to cześć Nico, jak leci? Długo ciebie tu nie widzieliśmy. – I uśmiechnął się jakby było to spotkanie starych kumpli, którzy spotkali się w sklepie przy regale z chipsami, a nie po bitwie z kolejnym potworem w środku lasu.
- Jakoś leci. – Przez jego twarz przebiegł grymas na kształt grymasu. Podszedł do Perc’ego i pomógł doprowadzić Ann do kamienia, który stał przy strumieniu. Syn Posejdona, gdy tylko zbliżył się do wody zaczął nabierać sił jednak jego dziewczyna wyglądała jakby zaraz miała stracić przytomność. Ja w tym czasie stałam osłupiała niezdolna do zrobienia choćby kroku. Chciałam się zapytać, co się stało? Jak Percy się tu znalazł? Jakim cudem zgubiłam córkę Ateny? Nie mogłam jednak wydusić z siebie słowa. Gdy usłyszałam jedno z pytań, na które sama chciałam znać odpowiedź w końcu zdobyłam się na ruch i podeszłam do reszty.
- Co się stało?- Zapytał Nico ze spokojem, na jaki mnie zdecydowanie nie byłoby stać.
- Dwie Empeduzy, normalka. – Powiedział mój brat lekceważącym tonem. – Ale wiesz, trochę już wyszedłem z wprawy. – I ten jego kretyński uśmiech! Ojcze! Dlaczego to on musi być moim bratem?!
- Jak to się stało, że się rozdzieliłyśmy? – Zapytałam Ann, ona już otworzyła usta żeby powiedzieć, ale zaraz potem zacisnęła je z powrotem i złapała się za nogę, która była straszliwie zakrwawiona. Percy zaraz ją objął i posłał mi pełne pogardy i nienawiści spojrzenie. Zaczął spokojnie mówić do swojej kochanej, ale to nie powstrzymało łez, które usilnie starała się zatrzymać pod powiekami.
- Nico, mógłbyś zabrać ją przecież do obozu cieniem. – Percy nie odwrócił nawet wzroku od Ann.
- To zbyt niebezpieczne w jej stanie... Jakby to wyjaśnić, za dużo krwi, po drodze mogłaby umrzeć. Za pierwszym razem podróż osłabia każdego, a ona jest za słaba i sznse, że przeżyje są… nikłe.
Musi być przecież jakieś wyjście… Ojejuuuuuu!!! Tato, może mógłbyś jakoś pomóc? No weź no… nigdy cię o nic nie proszę, nigdy… ten jeden raz, pomóż… BŁAGAM!! ONA NIE MOŻE UMRZEĆ! ROZUMIESZ?! NIE MOŻE! NIE MOŻE… nie może… no tak! Dzięki tato, no pewnie
- Mogę ją uleczyć. Musicie ją tylko włożyć do wody. – Powiedziałam głośno.
- Co może mi jeszcze powiesz, że umiesz latać, a Pegazy nie jedzą pączków?! Dzieci Posejdona nie potrafią uzdrawiać innych za pomocą wody! Możemy pomóc tylko sobie!!... To twoja wina! Naraziłaś ją na to wszystko! Gdybym za wami nie poszedł Annabeth byłaby już martwa! Jak mog...
- Percy... Nie... To... Nie... Jej... Wina... – Powiedziała córka Ateny przez zaciśnięte zęby.
- Percy, słuchaj, Nela naprawdę potrafi uzdrawiać, sam widziałem. – Nico stanął po mojej stronie.
- No dobra... Nich wam będzie. – Wziął dziewczynę na ręce i powoli wszedł do wody zanurzając ją całą. Podbiegłam szybko do nich i przyłożyłam rękę do największej rany na nodze, zamknęłam oczy i skupiłam się na przekazywaniu energii. Gdy odsunęłam dłoń po przecięciu nie było śladu. Tak samo postąpiłam z resztą rozcięć, zadrapań i otarć, a z każdym kolejnym zabiegiem twarz dziewczyny przybierała kolorów. Skończyłam po jakiś dwóch minutach. Annabeth objęła szyję chłopaka i pocałowała go. Mój braciszek od razu odżył no i… zanurkował. Stwierdziłam, że dam im się soba nacieszyć i wyszłam z wody, oczywiście sucha, i usiadłam na kamieniu, na którym poprzednio siedziała ranna heroska. Mój mózg zaczął przerabiać informacje i wydarzenia ostatnich minut. Wszystko dobrze się skończyło, Mroczny jest w obozie, córka Ateny jest cała, a Percy może puści w zapomnienie tą wyprawę, bo w końcu dzienki mnie jego ukochana teraz nie cierpi… Mimo wszystko czyłam jakąś pustkę, coś mi umykało, coś niepasowało, nie czułam się szczęśliwa, choć z pozoru wszystko dobrze się skończyło. No tak, Nico… obruciłam się. On stał w cieniu drzewa i przyglądał mi się. W głębi duszy czułam, że nie chcę żeby odchodził, ale z drugiej strony nie mogłam… może nie chciałam mu wybaczyć, że mi nie ufa, ufał… sama nie wiem, to wszystko jest trochę za bardzo skomplikowane. Potrzebuję czasu żeby to przemyśleć. Na dzisiaj mam już dosyć stresu i smutków, pozwoliłam sobie na życie chwilą i nie myślenie o tym, co mnie czeka i jakie będą konsekwencje tego, jakich wyborów dokonam.
- No, co tak stoisz? Choć i siadaj. – Posłałam mu uśmiech zarezerwowany tylko dla niego… do nikogo się tak nigdy wcześniej i nigdy później nie uśmiechałam.
- A może się przejdziemy?
- To zależy gdzie. – Ale i tak wstałam i podeszłam do niego.
- Może w stronę obozu?
- No dobra – podniosłam z ziemi łuk i strzałę, zostawiliśmy zakochanym wiadomość, że idziemy do obozu i ruszyliśmy wzdłuż strumienia. Z początku rozmowa nie bardzo się kleiła, ale w końcu zaczęliśmy sobie nawzajem opowiadać śmieszne historie, a gdy już śmialiśmy się tak, że nas brzuchy bolały zaczęła się wojna, kto kogo wepchnie do wody. Ja próbowałam złapać go ręką, którą uformowałam z rzeczki, a on przemykał się cieniem i próbował mnie wepchnąć do strumyka. Gdy doszliśmy do obozu przypomniałam sobie o tym, dlaczego rano poszłam do lasu i nękana wyrzutami i ochrzaniając sama siebie pobiegłam, bo Wielkiego Domu (Nico zrezygnował z przemieszczania się cieniem i biegł ze mną). Wpadłam na ganek i dysząc zapytałam Chejrona, który stamtąd obserwował dolinę
- Gdzie… Mroczny?... Jak się czuje?
- Jest w stajni. Dzieci Apolla się nim zajęły i dały mu jakieś zioła nasenne, więc pewnie śpi i obudzi się pod wieczór.
- Aha. Dziękuję. – Obróciłam się żeby odejść, ale usłyszałam jeszcze
- Radziłbym coś zjeść.
- Hmm? A… fakt, chyba nic dzisiaj nie jadłam. Miłego dnia Chejronie.
Skierowałam się w domków, bo w szafce nocnej mam zapasy pączków dla Mrocznego no i przy okazji paru innych rzeczy, na które może mnie najść ochota. Gdy znalazłam się w cieniu drzew Nico mnie załpał zasłonił mi oczy ręką i gdy mnie puścił dułam w moim domu.
- Co to było?!
- Nic dzisiaj nie jadłaś – powiedział spokojnie i dobitnie syn Hadesa – wiesz, która jest godzina? Piętnasta, a ty jesteś osłabiona, nie mogłem pozwolić żebyś się przemęczała.
- A nie wpadłeś na pomysł żeby mnie zapytać?! – Wydarłam się na niego.
- Odmówiłabyś.
- A może mam powody, aby nie chcieć… robić tego?! Nie chcieć podróżować cieniem?! Jeśli chcesz zbawiać świat to dzieci w Afryce czekają z niecierpliwością! Ja nie potrzebuję jakiejś piekielnej eskorty!
- Przepraszam. Nie powinienem.
- Owszem. Nie powinieneś, a teraz się wynoś.
- Daj mi to wyjaśnić. – Jego oczy znów stały się smutne, pełne bólu. Teraz zrozumiałam skąd ten ból, to ja jestem jego powodem, sprawiam, że przezemnie cierpi. Wbrew pozorom nie stałam się milsza, wręcz przeciwnie, stałam się jeszcze bardziej wkurzona tyle, że tym razem nie na niego tylko na siebie. Ranię ludzi, którzy mnie kochają, którzy mi pomagają. Najpierw mówiłam Mrocznemu, że spotka swoją przyjaciółkę i to już niedługo, choć to, że zginie, albo już nie żyje zabita przez potwora jest bardzo prawdopodobne. Potem nie zauważyłam, że kiedy zgubiłam Annabeth, a potem nie zawróciłam żeby jej pomóc. A teraz Nico. Gdy go potrzebowałam zjawił się i pomógł mi nie żądając nic w zamian, a teraz, gdy z troski o mnie zrobił coś wbrew mojej woli wydzieram się na niego. Jestem potworem.
- Wyjdź. Zapomnij o mnie.
- Nie, nigdy o tobie nie zapomnę. Mogę odejść. Możesz na mnie krzyczeć, możesz mnie bić i torturować, ale nigdy o tobie nie zapomnę, nie przestanę cię kochać, ani nigdy nie przestanę cię chronić.
I zniknął. Straciłam ochotę na jedzenie. Zaczęłam krzyczeć w rozpaczy i bezsilności. Dlaczego on jest dla mnie taki dobry? Jestem dla niego wredna, wykorzystuję go, a on mówi mi coś takiego…
Byłam sama w domku Posejdona i nie usiałam się martwić, że ktoś przyjdzie, bo Percy razem z Annabeth mieszkali w Wielkim Domu. Ściągnęłam obozową bluzkę, martensy i spodnie i w samej bieliźnie rzuciłam się na łóżko i zagrzebałam się w pościeli łkając głośno. Po pewnym czasie zasnęłam.
Gdy się obudziłam właśnie robiło się ciemno, co oznaczało, że niedługo dzieci Apolla zbiorą się na plaży żeby pożegnać słońce. Oznaczało to dla mnie tyle, że za jakieś pół godziny będzie kolacja. Obmyłam twarz w źródełku i ubrałam się. Postanowiłam, że przed kolacja zajrzę jeszcze do stajni. Po drodze mijałam innych herosów i heroski, ale nie chciałam z nikim rozmawiać, chciałam powiedzieć Mrocznemu, że go przepraszam. Kiedy dotarłam na miejsce pegaz właśnie kłócił się z moim bratem.
Mroczny
Obudziłem się w stajni. No tak dzieci Apolla się mną zajęły, nagle wszedł Percy.
- Siema Mroczny. Jak się czujesz?
- Nijak- burknąłem
-Co ci?
- Hym... traktujesz swoją siostrę jak sam nie wiem co, boli mnie głowa od tych ziół i no nie wiem zginęła moja przyjaciółka... Jak ja się mam niby czuć?! - byłem na niego zły i to bardzo
- To moja sprawa jak ją traktuje! - powiedział podniesionym głosem.
- PRZESTAŃ! - krzyknąłem wkurzony, a syn Posejdona staną jak wryty. Co prawda nie miałem siły wstać ale nie przeszkodziło mi to w rzuceniu mu morderczego spojrzenia. - Percy... Posłuchaj mnie przez chwile... proszę... - skiną głową i usiadł na sianie – Kornelia jest twoją siostrą... nie możesz jej traktować, jak czegoś czego nie powinno być... spróbuj być dla niej milszy... pomyśl jak ona musi się czuć... postaw się na jej miejscu... to aż boli jak się patrzy... nie rób tego dla mnie czy dla niej, zrób to dla siebie... proszę cię
- ja... - spuścił głowę nagle wielce zainteresowany swoimi butami- spróbuje, ale ja jestem dla niej taki bo chciałbym ja chronić, żeby nie musiała żyć tak jak ja żyłem, ale nie wiem jak...
- Wzruszyła mnie twoja historia, a tak poważnie to.. Perseuszu Jacksonie synu Posejdona, co z tego, że nie wiesz! To ciebie nie usprawiedliwia! A teraz idź i wszystko przemyśl! - Glonomóżdżek wyszedł, a z drugiej strony weszła Kornelia
- Mroczny... jak się czujesz?
- Głowa mnie boli ale jest o wiele lepiej – uśmiechnęła się lekko.
- Czemu zacząłeś mnie bronić?
- Bo on musi coś w końcu zrozumieć...
- Przepraszam – powiedziała smutno.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłaś – o co jej chodzi?
- Zrobiłam... Zraniłam cię mówiąc, że zobaczysz Erzę, a ona tymczasem zginęła
- Nie mogłaś wiedzieć, że nie żyje. Nie przejmuj się tym co było.
- Ale.. co ja mam zrobić?
- Jeśli chodzi o Nico to..
- Skąd wiesz!
- Wszystko da się wyczytać z oczu i z zachowania w każdym razie ja umiem... podczas wojny warto wiedzieć kto jest wrogiem, a kto przyjacielem...
- Ty to wyczytałeś ze mnie?
- Tak. Mów, może pomogę.
- Bo Nico jest dla mnie taki miły, a ja go traktuje okropnie, jak on chce pomóc to na niego krzyczę
- Nie jestem Afrodytą, jak chyba widać... ale sądzę, że powinnaś dać mu jeszcze szanse.
- Powiedz mi coś on nim.
- Wiec kiedy był mały to zginęła jego siostra, a on uciekł z obozu i włóczył się po świecie więcej nie wiem, byłem wtedy w niewoli.
- Dziękuje... Czekaj jak to w niewoli!!!!!??
- Długa historia, staram się o tym zapomnieć. Kiedyś ci powiem.
- Niewoli chyba się nie da zapomnieć.
- Wszystko można zapomnieć, wystarczy odpowiednio mocno walnąć się w głowę ale ogółem nie powinno się żyć przeszłością.
- Masz racje.
- Spróbuj mu wybaczyć … kiedy cię ściągnęliśmy do obozu chyba po raz pierwszy szczerze się uśmiechną... Chłopak miał... i ma ciężkie życie.
- Spróbuje.
- Kochasz go? - zapytałem choć doskonale znam odpowiedź.
- Ja już sama nie wiem – spojrzałem na nią wzrokiem pt. „Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że ty wiesz, że go KOCHASZ!”
- Więc?
- Dobra... kocham go. - powiedział trochę głośniej niż chciała.
- Dziękuje że się w końcu przyznałaś.
- O to ci chodziło?
- Tak, a co?
- Czyli mnie podpuściłeś?!
- Tak, a co?
- I wiedziałeś że się przyznam?!
- Tak, a co?
- I, czysto teoretycznie, każdy będący w pobliżu mógł to słyszeć?
- Tak, a co?- spojrzała na mnie przechylając głowę i mrużąc oczy
- Nie nic... – w tym momencie wstałem.- Mroczny musisz odpoczywać.
- Nie mogę!
- Czemu?
- Bo jestem głodny i chce pączka!
- A co z Percym?
- Wiesz dla niektórych... trzeba się uzbroić w cierpliwość, wyrozumiałość... ewentualnie dobrą patelnie! - strzeliła face palma.
W końcu ustaliłam z nim, że „odstawi” mojego przyjaciela do obozu i wróci do mnie żeby poszukać Annabeth. Gdy tak się stało i staliśmy razem w lesie poczułam coś, czego dawno już nie odczuwałam, mianowicie, że go potrzebuję. Nie wiedziałam czy chodzi o potrzebę przebywania razem z nim czy o to, że w tej chwili bez niego byłabym pewnie nadal przy źródełku albo gdzieś w lesie bez nadziei na cokolwiek. Nie był to jednak czas na zastanawianie się nad tym. Muszę znaleźć córkę Ateny i to szybko, bo jak Percy się dowie a już niedługo będzie wiedział, że nie było przy mnie Ann, gdy znalazłam Mrocznego, wtedy skieruje na mnie swój gniew i najlepsze, co będę mogła wtedy zrobić to żyć w lesie i nie zbliżać się do obozu bardziej niż na 5 kilometrów. Nie jest to kusząca propozycja, więc muszę zrobić, co w mojej mocy. Nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie syn Hadesa
- Więc odkąd zaczynamy poszukiwania? – Zapytał rzeczowym tonem.
- Najpierw sprawdziłabym trasę wzdłuż strumienia, tam musimy znaleźć choćby jakąś poszlakę... Cokolwiek, co powie... Nam... Gdzie jest teraz Annabeth i, co najważniejsze, czy jest w niebezpieczeństwie.
- Dobrze.- Spojrzał na mnie, niepewnie podszedł i objął delikatnie. Chcąc dodać mu otuch i pewności, niewiele myśląc przytuliłam go mocno.- Zamknij oczy- wyszeptał jak zawsze i po raz kolejny dzisiejszego dnia odbyłam tą przerażającą podróż.
Gdy otworzyłam oczy przestałam go mocno ściskać, ale nie pościłam go. Rozkoszowałam się tym poczuciem bezpieczeństwa, jakie czułam chyba tylko w jego ramionach. Gdy w końcu go puściłam i spojrzałam mu w oczy były już mniej smutne, przynajmniej tak mi się wydawało. Usłyszałam szelest dochodzący zza Nica, więc szybko ściągnęłam z pleców łuk i nałożyłam strzałę na cięciwę celując i w chwili, w której miałam wystrzelić coś mnie tknęło i skierowałam pocisk trochę w prawo. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, przede mną stał Percy z Annabeth opierającą się na nim. Obydwoje mieli podarte i ubrudzone ubrania, liście we włosach i otarcia na rękach, nogach i twarzach. O włos trafiłabym mojego brata... Owszem, może nie za bardzo za nim przepadam, ale nie tak żeby go zaraz zabijać.
- Sorry siostra, ale jeśli chcesz mnie zabić to ustaw się w kolejce za wszystkimi potworami, tytanami, gigantami no i paroma bogami, ok.?
- Ja... Ja nie chciałam... - Powiedziałam zszokowana.
- Nie tłumacz się tylko pomóż. A tak w ogóle to cześć Nico, jak leci? Długo ciebie tu nie widzieliśmy. – I uśmiechnął się jakby było to spotkanie starych kumpli, którzy spotkali się w sklepie przy regale z chipsami, a nie po bitwie z kolejnym potworem w środku lasu.
- Jakoś leci. – Przez jego twarz przebiegł grymas na kształt grymasu. Podszedł do Perc’ego i pomógł doprowadzić Ann do kamienia, który stał przy strumieniu. Syn Posejdona, gdy tylko zbliżył się do wody zaczął nabierać sił jednak jego dziewczyna wyglądała jakby zaraz miała stracić przytomność. Ja w tym czasie stałam osłupiała niezdolna do zrobienia choćby kroku. Chciałam się zapytać, co się stało? Jak Percy się tu znalazł? Jakim cudem zgubiłam córkę Ateny? Nie mogłam jednak wydusić z siebie słowa. Gdy usłyszałam jedno z pytań, na które sama chciałam znać odpowiedź w końcu zdobyłam się na ruch i podeszłam do reszty.
- Co się stało?- Zapytał Nico ze spokojem, na jaki mnie zdecydowanie nie byłoby stać.
- Dwie Empeduzy, normalka. – Powiedział mój brat lekceważącym tonem. – Ale wiesz, trochę już wyszedłem z wprawy. – I ten jego kretyński uśmiech! Ojcze! Dlaczego to on musi być moim bratem?!
- Jak to się stało, że się rozdzieliłyśmy? – Zapytałam Ann, ona już otworzyła usta żeby powiedzieć, ale zaraz potem zacisnęła je z powrotem i złapała się za nogę, która była straszliwie zakrwawiona. Percy zaraz ją objął i posłał mi pełne pogardy i nienawiści spojrzenie. Zaczął spokojnie mówić do swojej kochanej, ale to nie powstrzymało łez, które usilnie starała się zatrzymać pod powiekami.
- Nico, mógłbyś zabrać ją przecież do obozu cieniem. – Percy nie odwrócił nawet wzroku od Ann.
- To zbyt niebezpieczne w jej stanie... Jakby to wyjaśnić, za dużo krwi, po drodze mogłaby umrzeć. Za pierwszym razem podróż osłabia każdego, a ona jest za słaba i sznse, że przeżyje są… nikłe.
Musi być przecież jakieś wyjście… Ojejuuuuuu!!! Tato, może mógłbyś jakoś pomóc? No weź no… nigdy cię o nic nie proszę, nigdy… ten jeden raz, pomóż… BŁAGAM!! ONA NIE MOŻE UMRZEĆ! ROZUMIESZ?! NIE MOŻE! NIE MOŻE… nie może… no tak! Dzięki tato, no pewnie
- Mogę ją uleczyć. Musicie ją tylko włożyć do wody. – Powiedziałam głośno.
- Co może mi jeszcze powiesz, że umiesz latać, a Pegazy nie jedzą pączków?! Dzieci Posejdona nie potrafią uzdrawiać innych za pomocą wody! Możemy pomóc tylko sobie!!... To twoja wina! Naraziłaś ją na to wszystko! Gdybym za wami nie poszedł Annabeth byłaby już martwa! Jak mog...
- Percy... Nie... To... Nie... Jej... Wina... – Powiedziała córka Ateny przez zaciśnięte zęby.
- Percy, słuchaj, Nela naprawdę potrafi uzdrawiać, sam widziałem. – Nico stanął po mojej stronie.
- No dobra... Nich wam będzie. – Wziął dziewczynę na ręce i powoli wszedł do wody zanurzając ją całą. Podbiegłam szybko do nich i przyłożyłam rękę do największej rany na nodze, zamknęłam oczy i skupiłam się na przekazywaniu energii. Gdy odsunęłam dłoń po przecięciu nie było śladu. Tak samo postąpiłam z resztą rozcięć, zadrapań i otarć, a z każdym kolejnym zabiegiem twarz dziewczyny przybierała kolorów. Skończyłam po jakiś dwóch minutach. Annabeth objęła szyję chłopaka i pocałowała go. Mój braciszek od razu odżył no i… zanurkował. Stwierdziłam, że dam im się soba nacieszyć i wyszłam z wody, oczywiście sucha, i usiadłam na kamieniu, na którym poprzednio siedziała ranna heroska. Mój mózg zaczął przerabiać informacje i wydarzenia ostatnich minut. Wszystko dobrze się skończyło, Mroczny jest w obozie, córka Ateny jest cała, a Percy może puści w zapomnienie tą wyprawę, bo w końcu dzienki mnie jego ukochana teraz nie cierpi… Mimo wszystko czyłam jakąś pustkę, coś mi umykało, coś niepasowało, nie czułam się szczęśliwa, choć z pozoru wszystko dobrze się skończyło. No tak, Nico… obruciłam się. On stał w cieniu drzewa i przyglądał mi się. W głębi duszy czułam, że nie chcę żeby odchodził, ale z drugiej strony nie mogłam… może nie chciałam mu wybaczyć, że mi nie ufa, ufał… sama nie wiem, to wszystko jest trochę za bardzo skomplikowane. Potrzebuję czasu żeby to przemyśleć. Na dzisiaj mam już dosyć stresu i smutków, pozwoliłam sobie na życie chwilą i nie myślenie o tym, co mnie czeka i jakie będą konsekwencje tego, jakich wyborów dokonam.
- No, co tak stoisz? Choć i siadaj. – Posłałam mu uśmiech zarezerwowany tylko dla niego… do nikogo się tak nigdy wcześniej i nigdy później nie uśmiechałam.
- A może się przejdziemy?
- To zależy gdzie. – Ale i tak wstałam i podeszłam do niego.
- Może w stronę obozu?
- No dobra – podniosłam z ziemi łuk i strzałę, zostawiliśmy zakochanym wiadomość, że idziemy do obozu i ruszyliśmy wzdłuż strumienia. Z początku rozmowa nie bardzo się kleiła, ale w końcu zaczęliśmy sobie nawzajem opowiadać śmieszne historie, a gdy już śmialiśmy się tak, że nas brzuchy bolały zaczęła się wojna, kto kogo wepchnie do wody. Ja próbowałam złapać go ręką, którą uformowałam z rzeczki, a on przemykał się cieniem i próbował mnie wepchnąć do strumyka. Gdy doszliśmy do obozu przypomniałam sobie o tym, dlaczego rano poszłam do lasu i nękana wyrzutami i ochrzaniając sama siebie pobiegłam, bo Wielkiego Domu (Nico zrezygnował z przemieszczania się cieniem i biegł ze mną). Wpadłam na ganek i dysząc zapytałam Chejrona, który stamtąd obserwował dolinę
- Gdzie… Mroczny?... Jak się czuje?
- Jest w stajni. Dzieci Apolla się nim zajęły i dały mu jakieś zioła nasenne, więc pewnie śpi i obudzi się pod wieczór.
- Aha. Dziękuję. – Obróciłam się żeby odejść, ale usłyszałam jeszcze
- Radziłbym coś zjeść.
- Hmm? A… fakt, chyba nic dzisiaj nie jadłam. Miłego dnia Chejronie.
Skierowałam się w domków, bo w szafce nocnej mam zapasy pączków dla Mrocznego no i przy okazji paru innych rzeczy, na które może mnie najść ochota. Gdy znalazłam się w cieniu drzew Nico mnie załpał zasłonił mi oczy ręką i gdy mnie puścił dułam w moim domu.
- Co to było?!
- Nic dzisiaj nie jadłaś – powiedział spokojnie i dobitnie syn Hadesa – wiesz, która jest godzina? Piętnasta, a ty jesteś osłabiona, nie mogłem pozwolić żebyś się przemęczała.
- A nie wpadłeś na pomysł żeby mnie zapytać?! – Wydarłam się na niego.
- Odmówiłabyś.
- A może mam powody, aby nie chcieć… robić tego?! Nie chcieć podróżować cieniem?! Jeśli chcesz zbawiać świat to dzieci w Afryce czekają z niecierpliwością! Ja nie potrzebuję jakiejś piekielnej eskorty!
- Przepraszam. Nie powinienem.
- Owszem. Nie powinieneś, a teraz się wynoś.
- Daj mi to wyjaśnić. – Jego oczy znów stały się smutne, pełne bólu. Teraz zrozumiałam skąd ten ból, to ja jestem jego powodem, sprawiam, że przezemnie cierpi. Wbrew pozorom nie stałam się milsza, wręcz przeciwnie, stałam się jeszcze bardziej wkurzona tyle, że tym razem nie na niego tylko na siebie. Ranię ludzi, którzy mnie kochają, którzy mi pomagają. Najpierw mówiłam Mrocznemu, że spotka swoją przyjaciółkę i to już niedługo, choć to, że zginie, albo już nie żyje zabita przez potwora jest bardzo prawdopodobne. Potem nie zauważyłam, że kiedy zgubiłam Annabeth, a potem nie zawróciłam żeby jej pomóc. A teraz Nico. Gdy go potrzebowałam zjawił się i pomógł mi nie żądając nic w zamian, a teraz, gdy z troski o mnie zrobił coś wbrew mojej woli wydzieram się na niego. Jestem potworem.
- Wyjdź. Zapomnij o mnie.
- Nie, nigdy o tobie nie zapomnę. Mogę odejść. Możesz na mnie krzyczeć, możesz mnie bić i torturować, ale nigdy o tobie nie zapomnę, nie przestanę cię kochać, ani nigdy nie przestanę cię chronić.
I zniknął. Straciłam ochotę na jedzenie. Zaczęłam krzyczeć w rozpaczy i bezsilności. Dlaczego on jest dla mnie taki dobry? Jestem dla niego wredna, wykorzystuję go, a on mówi mi coś takiego…
Byłam sama w domku Posejdona i nie usiałam się martwić, że ktoś przyjdzie, bo Percy razem z Annabeth mieszkali w Wielkim Domu. Ściągnęłam obozową bluzkę, martensy i spodnie i w samej bieliźnie rzuciłam się na łóżko i zagrzebałam się w pościeli łkając głośno. Po pewnym czasie zasnęłam.
Gdy się obudziłam właśnie robiło się ciemno, co oznaczało, że niedługo dzieci Apolla zbiorą się na plaży żeby pożegnać słońce. Oznaczało to dla mnie tyle, że za jakieś pół godziny będzie kolacja. Obmyłam twarz w źródełku i ubrałam się. Postanowiłam, że przed kolacja zajrzę jeszcze do stajni. Po drodze mijałam innych herosów i heroski, ale nie chciałam z nikim rozmawiać, chciałam powiedzieć Mrocznemu, że go przepraszam. Kiedy dotarłam na miejsce pegaz właśnie kłócił się z moim bratem.
Mroczny
Obudziłem się w stajni. No tak dzieci Apolla się mną zajęły, nagle wszedł Percy.
- Siema Mroczny. Jak się czujesz?
- Nijak- burknąłem
-Co ci?
- Hym... traktujesz swoją siostrę jak sam nie wiem co, boli mnie głowa od tych ziół i no nie wiem zginęła moja przyjaciółka... Jak ja się mam niby czuć?! - byłem na niego zły i to bardzo
- To moja sprawa jak ją traktuje! - powiedział podniesionym głosem.
- PRZESTAŃ! - krzyknąłem wkurzony, a syn Posejdona staną jak wryty. Co prawda nie miałem siły wstać ale nie przeszkodziło mi to w rzuceniu mu morderczego spojrzenia. - Percy... Posłuchaj mnie przez chwile... proszę... - skiną głową i usiadł na sianie – Kornelia jest twoją siostrą... nie możesz jej traktować, jak czegoś czego nie powinno być... spróbuj być dla niej milszy... pomyśl jak ona musi się czuć... postaw się na jej miejscu... to aż boli jak się patrzy... nie rób tego dla mnie czy dla niej, zrób to dla siebie... proszę cię
- ja... - spuścił głowę nagle wielce zainteresowany swoimi butami- spróbuje, ale ja jestem dla niej taki bo chciałbym ja chronić, żeby nie musiała żyć tak jak ja żyłem, ale nie wiem jak...
- Wzruszyła mnie twoja historia, a tak poważnie to.. Perseuszu Jacksonie synu Posejdona, co z tego, że nie wiesz! To ciebie nie usprawiedliwia! A teraz idź i wszystko przemyśl! - Glonomóżdżek wyszedł, a z drugiej strony weszła Kornelia
- Mroczny... jak się czujesz?
- Głowa mnie boli ale jest o wiele lepiej – uśmiechnęła się lekko.
- Czemu zacząłeś mnie bronić?
- Bo on musi coś w końcu zrozumieć...
- Przepraszam – powiedziała smutno.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłaś – o co jej chodzi?
- Zrobiłam... Zraniłam cię mówiąc, że zobaczysz Erzę, a ona tymczasem zginęła
- Nie mogłaś wiedzieć, że nie żyje. Nie przejmuj się tym co było.
- Ale.. co ja mam zrobić?
- Jeśli chodzi o Nico to..
- Skąd wiesz!
- Wszystko da się wyczytać z oczu i z zachowania w każdym razie ja umiem... podczas wojny warto wiedzieć kto jest wrogiem, a kto przyjacielem...
- Ty to wyczytałeś ze mnie?
- Tak. Mów, może pomogę.
- Bo Nico jest dla mnie taki miły, a ja go traktuje okropnie, jak on chce pomóc to na niego krzyczę
- Nie jestem Afrodytą, jak chyba widać... ale sądzę, że powinnaś dać mu jeszcze szanse.
- Powiedz mi coś on nim.
- Wiec kiedy był mały to zginęła jego siostra, a on uciekł z obozu i włóczył się po świecie więcej nie wiem, byłem wtedy w niewoli.
- Dziękuje... Czekaj jak to w niewoli!!!!!??
- Długa historia, staram się o tym zapomnieć. Kiedyś ci powiem.
- Niewoli chyba się nie da zapomnieć.
- Wszystko można zapomnieć, wystarczy odpowiednio mocno walnąć się w głowę ale ogółem nie powinno się żyć przeszłością.
- Masz racje.
- Spróbuj mu wybaczyć … kiedy cię ściągnęliśmy do obozu chyba po raz pierwszy szczerze się uśmiechną... Chłopak miał... i ma ciężkie życie.
- Spróbuje.
- Kochasz go? - zapytałem choć doskonale znam odpowiedź.
- Ja już sama nie wiem – spojrzałem na nią wzrokiem pt. „Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że ty wiesz, że go KOCHASZ!”
- Więc?
- Dobra... kocham go. - powiedział trochę głośniej niż chciała.
- Dziękuje że się w końcu przyznałaś.
- O to ci chodziło?
- Tak, a co?
- Czyli mnie podpuściłeś?!
- Tak, a co?
- I wiedziałeś że się przyznam?!
- Tak, a co?
- I, czysto teoretycznie, każdy będący w pobliżu mógł to słyszeć?
- Tak, a co?- spojrzała na mnie przechylając głowę i mrużąc oczy
- Nie nic... – w tym momencie wstałem.- Mroczny musisz odpoczywać.
- Nie mogę!
- Czemu?
- Bo jestem głodny i chce pączka!
- A co z Percym?
- Wiesz dla niektórych... trzeba się uzbroić w cierpliwość, wyrozumiałość... ewentualnie dobrą patelnie! - strzeliła face palma.
1 kom
OdpowiedzUsuń2 kom
OdpowiedzUsuń3 kom
OdpowiedzUsuń----------------------
Ja chcieć 5-ąty rozdział
Dawaj 5 rozdzial
OdpowiedzUsuńRozwijacie się
Pozdrawiam
Dżerrka
Konice z patelniom i tak najlepszy
OdpowiedzUsuńTak wogule jest 2x więcej a kolejnego rozdziału brak :( N
OdpowiedzUsuńiemam co czytać.
JUŻ JEST PIĄTY ROZDZIAŁ!!!!
OdpowiedzUsuń